„Jeżeli
Polski Związek Łowiecki nie rozumie, że ma do wykonania działania,
które dla Polski są niezbędne, jest to fragment polskiej racji
stanu, to trzeba będzie podjąć bardziej radykalne działania, na
przykład tworząc konkurencyjny związek łowiecki - zapowiedział
Ardanowski. Zaznaczył, że minister środowiska, który sprawuje
pieczę nad myśliwymi, ma podobne zdanie”.
Hm...
Pan Ardanowski zdaje się nie rozumieć, że Polski Związek Łowiecki
zrzesza hobbystów. PZŁ może mieć (i „ma”) „do wykonania
działania”, ale to od hobbystów zależy, ile dzików zostanie
położonych przez nich podczas polowań. Podczas polowań, bowiem
nie przyjmuję do wiadomości, że odstrzał sanitarny polowaniem nie
jest. Tak więc jeżeli miała by się dokonać depopulacja
dzika na terenie całej Polski (a co z pozostałymi krajami ściany
wschodniej?), powtarzam – na terenie całej Polski, należałoby
przemówić konkretnie (czytaj: „finansowo”) raczej do tych
hobbystów, a nie do PeZeteŁa, który na dobrą sprawę nic nie
może. Tyle na działanie od razu i nie wiadomo z jakim skutkiem, a
co z dalszą perspektywą?
Daleko nie zajedziemy, jeżeli przez następne 65-lecie gospodarką łowiecką w Polsce będzie zarządzał komuszy Związek, z jego prehistorycznymi zasadami, a w dodatku dzierżąc monopol na dopuszczanie do wykonywania polowania. To się po prostu nie trzyma kupy i nie mieści w głowie. Uwolnijmy w końcu dostęp do łowiectwa szerokiej rzeszy ludzi; niech liczba myśliwych wzrośnie w jak najszybszym tempie do dwustu, trzystu a nawet pięciuset tysięcy osób. To nic by państwo nie kosztowało, a mogłoby przynieść tylko pozytywne skutki. Nienormalnością też jest (w skali Europy), aby rolnik miał jakiekolwiek problemy z prowadzeniem odstrzału zwierzyny (powiedzmy – dzików) na swoich włościach. W Polsce te problemy są przeogromne. Nie w takich czy innych działaniach Polskiego Związku Łowieckiego jest problem (sytuacji nie zmieni tu „konkurencyjny związek łowiecki”), a w zapisach ustawy Prawo łowieckie. Najwyższy już czas (na co jeszcze czekać?) na gruntowną zmianę modelu łowiectwa w Polsce. Obok obwodów łowieckich własnych państwa muszą powstać obwody prywatne i wspólne. Do polowań na obwodach państwowych, na czas walki z ASF, powołać należy myśliwych zawodowych i od nich wymagać działania, a nie od studentów, biznesmenów czy emerytów, bawiących się w niedzielnych strzelaczy.
Daleko nie zajedziemy, jeżeli przez następne 65-lecie gospodarką łowiecką w Polsce będzie zarządzał komuszy Związek, z jego prehistorycznymi zasadami, a w dodatku dzierżąc monopol na dopuszczanie do wykonywania polowania. To się po prostu nie trzyma kupy i nie mieści w głowie. Uwolnijmy w końcu dostęp do łowiectwa szerokiej rzeszy ludzi; niech liczba myśliwych wzrośnie w jak najszybszym tempie do dwustu, trzystu a nawet pięciuset tysięcy osób. To nic by państwo nie kosztowało, a mogłoby przynieść tylko pozytywne skutki. Nienormalnością też jest (w skali Europy), aby rolnik miał jakiekolwiek problemy z prowadzeniem odstrzału zwierzyny (powiedzmy – dzików) na swoich włościach. W Polsce te problemy są przeogromne. Nie w takich czy innych działaniach Polskiego Związku Łowieckiego jest problem (sytuacji nie zmieni tu „konkurencyjny związek łowiecki”), a w zapisach ustawy Prawo łowieckie. Najwyższy już czas (na co jeszcze czekać?) na gruntowną zmianę modelu łowiectwa w Polsce. Obok obwodów łowieckich własnych państwa muszą powstać obwody prywatne i wspólne. Do polowań na obwodach państwowych, na czas walki z ASF, powołać należy myśliwych zawodowych i od nich wymagać działania, a nie od studentów, biznesmenów czy emerytów, bawiących się w niedzielnych strzelaczy.