Z największą uwagą wysłuchałem wczoraj obrad Sejmu w punkcie dotyczącym pierwszego czytania projektu ustawy o zmianie ustawy – Prawo łowieckie (druk nr 219). Pominę może już butę i arogancję, płynące z ust posła sprawozdawcy oraz fakt, że kompletnie mijał się w swoim rozumieniu z meritum zapytań kierowanych pod jego adresem przez kilku zainteresowanych posłów. Zauważę natomiast, co następuje.
W zgodnej opinii przedstawicieli wszystkich klubów poselskich, projekt, choć nie pozbawiony wad, idzie w dobrym kierunku :-) i należy go skierować do Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa oraz do Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Wszyscy zabierający głos posłowie wykazywali daleko idącą troskę o interesy rolników (i słusznie, bo następne wybory już za zaledwie ponad trzy lata), ale krokodyle łzy wylewali także na myśl o każdej złotówce z budżetu państwa, która będzie musiała wydawana być na pokrywanie odszkodowań w sytuacji, kiedy same roczne składki, wnoszone przez dzierżawców i zarządców obwodów łowieckich, nie wystarczą. Uspakajał ich przedstawiciel wnioskodawców poseł Robert Telus, który z rozbrajającą szczerością w kilku zdaniach przedstawił zatroskanym prawdziwą istotę „dobrego kierunku” projektu, a jednocześnie istotę „zmiany na lepsze”:
„Jeżeli
wszyscy myśliwi zapłacą tą maksymalna stawkę, bo tam jest do 10 kilogramów, tą
maksymalną stawkę, to jak pani poseł dobrze wyliczyła, to nawet może być 130
milionów złotych, ja…, przyjmijmy 100 milionów złotych… W tej chwili szkody, w
2014 roku…, to było 70 milionów złotych. Mamy 30 milionów naddatku.
Najprawdopodobniej, ja nie chcę tutaj wyrokować, tę…, dopłata z budżetu
państwa będzie…, albo jej nie będzie wcale, albo będzie niewielka. Będzie
to załatwione sprawami tylko i wyłącznie składek myśliwskich, myśliwych i to
myślę, że spokojnie wystarczy”.
Pomijając liczne i
przeróżnego rodzaju błędy w projekcie, o których wyczytać można w opiniach
dołączonych do sejmowego druku nr 219, zastanawiam się – czy wśród grona
autorów przedmiotowego projektu, a także wśród ogółu posłów, znajduje się
chociaż jedna osoba, która ma na tyle wyobraźni, aby przewidzieć skutki tej
właśnie „zmiany na lepsze”? Czy naprawdę trzeba skończyć Oxford albo Cambridge,
aby dojść do wniosku, że koła łowieckie, na barkach których spoczywać ma w
prawie stu procentach finansowy ciężar proponowanej rewolucji odszkodowawczej,
tej zmiany w przeważającej większości po prostu mogą nie wytrzymać? Dlaczego do
projektu nie zostały dołączone wyniki analizy kondycji finansowej kół? Czy w
ogóle jakiekolwiek badania w tym kierunku zostały przeprowadzone?
Jeżeli masa kół z powodu
wypłacanych odszkodowań już balansuje na granicy „być albo nie być – oto jest
pytanie”, a zdarzają się z tego powodu nawet bankructwa kół, to jak mają sobie
poradzić w sytuacji, kiedy kwoty związane z odszkodowaniami wzrosną im – w
zasadzie z dnia na dzień – prawie dwuipółkrotnie (z 57 mln 610 tys. zł w roku gospodarczym
2014/2015 do planowanych 135 mln 720 tys. zł), a może i w jeszcze większym
stopniu? Jeżeli koła łowieckie zaczną lawinowo upadać, a nie można tego
wykluczyć, to nie tylko zachwiany zostanie budżet Państwowego Funduszu
Odszkodowawczego (gwałtownie wzrośnie udział środków z budżetu państwa), ale w
postępie geometrycznym wzrastać będą też szkody łowieckie, bowiem roczne plany
łowieckie nie będą realizowane. Mogą pojawić się także inne zagrożenia. Słabo
kontrolowane, z powodu zmniejszającej się liczby kół łowieckich, rozszerzanie
się ognisk afrykańskiego pomoru świń może w bardzo krótkim czasie doprowadzić
do ogromnych strat w hodowli trzody chlewnej, a wówczas już nie będzie
możliwości zgonienia wszystkiego co złe na ośmioletnie rządy Platformy
Obywatelskiej.
Apeluję:
Panie Posłanki, Panowie
Posłowie, nie idźcie tą drogą.
PS
Grzmiała z mównicy sejmowej nawet
posłanka Ewa Lieder z .Nowoczesnej:
„Koła łowieckie i Polski
Związek Łowiecki czerpią obecnie korzyści finansowych ze sprzedaży tusz
i organizacji polowań w charakterze komercyjnym. Według statystyk Głównego
Urzędu Statystycznego wartość skupu zwierzyny łownej w Polsce jest warta 81 mln
zł”,
mącąc w
głowach swoim koleżankom i kolegom, gdyż zapomniała podkreślić, że w tych 81
mln zł, oprócz wartości skupu zwierzyny strzelanej w obwodach łowieckich
dzierżawionych przez koła, zawierają się nie tylko wartości tusz zwierzyny
pozyskiwanej w ośrodkach hodowli zwierzyny zarządzanych przez PZŁ (drobiazg :-),
ale także w jednostkach podległych Państwowemu Gospodarstwu Leśnemu Lasy
Państwowe, którego 147 ośrodków hodowli zwierzyny zajmuje 232 obwody łowieckie
na powierzchni ponad… 1,8 mln ha. Warto pamiętać także o tuszach ze zwierzyny
pozyskiwanej w ramach odstrzałów redukcyjnych w parkach narodowych, bo i takie
się przeprowadza.
„Oprócz tego w Polsce legalnie przeprowadzane są polowania… Yyy…
Dodatkowym forum pozyskiwania funduszy przez myśliwych jest organizacja polowań
[…]. Do ponad 118 tys. zarejestrowanych w Polskim Związku łowieckim myśliwych
dołączają rokrocznie dziesiątki tysięcy obcokrajowców, biorących udział w
polowaniach dewizowych. Decydujące w tej kwestii jest stosunkowo liberalne
prawo łowieckie akceptujące…”.
Należy
pamiętać, że tzw. polowania dewizowe są dla kół łowieckich, decydujących się na
nie, złem koniecznym, aby uzyskać dodatkowe środki na sfinansowanie
odszkodowań. Rzeczywistym beneficjentem takichże polowań są przede wszystkim
biura polowań, którym faktycznie należałoby się bliżej przyjrzeć. Prawdziwym
zaś beneficjentem całego obecnego modelu łowiectwa w Polsce jest Polski Związek
Łowiecki, z wąską grupą osób trzymających w nim władzę na czele. Upatrywanie
natomiast w 2554 kołach łowieckich podmiotów kręcących intratne interesy na
polowaniach, jest albo kompletnym nieporozumieniem, albo… wstępem do jednak
prywatyzacji łowiectwa w Polsce.