czwartek, 25 lutego 2016

Projekt ustawy o zmianie ustawy - Prawo łowieckie (druk nr 219)



Z największą uwagą wysłuchałem wczoraj obrad Sejmu w punkcie dotyczącym pierwszego czytania projektu ustawy o zmianie ustawy – Prawo łowieckie (druk nr 219). Pominę może już butę i arogancję, płynące z ust posła sprawozdawcy oraz fakt, że kompletnie mijał się w swoim rozumieniu z meritum zapytań kierowanych pod jego adresem przez kilku zainteresowanych posłów. Zauważę natomiast, co następuje.
W zgodnej opinii przedstawicieli wszystkich klubów poselskich, projekt, choć nie pozbawiony wad, idzie w dobrym kierunku :-) i należy go skierować do Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa oraz do Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Wszyscy zabierający głos posłowie wykazywali daleko idącą troskę o interesy rolników (i słusznie, bo następne wybory już za zaledwie ponad trzy lata), ale krokodyle łzy wylewali także na myśl o każdej złotówce z budżetu państwa, która będzie musiała wydawana być na pokrywanie odszkodowań w sytuacji, kiedy same roczne składki, wnoszone przez dzierżawców i zarządców obwodów łowieckich, nie wystarczą. Uspakajał ich przedstawiciel wnioskodawców poseł Robert Telus, który z rozbrajającą szczerością w kilku zdaniach przedstawił zatroskanym prawdziwą istotę „dobrego kierunku” projektu, a jednocześnie istotę „zmiany na lepsze”:

„Jeżeli wszyscy myśliwi zapłacą tą maksymalna stawkę, bo tam jest do 10 kilogramów, tą maksymalną stawkę, to jak pani poseł dobrze wyliczyła, to nawet może być 130 milionów złotych, ja…, przyjmijmy 100 milionów złotych… W tej chwili szkody, w 2014 roku…, to było 70 milionów złotych. Mamy 30 milionów naddatku. Najprawdopodobniej, ja nie chcę tutaj wyrokować, tę…, dopłata z budżetu państwa będzie…, albo jej nie będzie wcale, albo będzie niewielka. Będzie to załatwione sprawami tylko i wyłącznie składek myśliwskich, myśliwych i to myślę, że spokojnie wystarczy”.

Pomijając liczne i przeróżnego rodzaju błędy w projekcie, o których wyczytać można w opiniach dołączonych do sejmowego druku nr 219, zastanawiam się – czy wśród grona autorów przedmiotowego projektu, a także wśród ogółu posłów, znajduje się chociaż jedna osoba, która ma na tyle wyobraźni, aby przewidzieć skutki tej właśnie „zmiany na lepsze”? Czy naprawdę trzeba skończyć Oxford albo Cambridge, aby dojść do wniosku, że koła łowieckie, na barkach których spoczywać ma w prawie stu procentach finansowy ciężar proponowanej rewolucji odszkodowawczej, tej zmiany w przeważającej większości po prostu mogą nie wytrzymać? Dlaczego do projektu nie zostały dołączone wyniki analizy kondycji finansowej kół? Czy w ogóle jakiekolwiek badania w tym kierunku zostały przeprowadzone?

Jeżeli masa kół z powodu wypłacanych odszkodowań już balansuje na granicy „być albo nie być – oto jest pytanie”, a zdarzają się z tego powodu nawet bankructwa kół, to jak mają sobie poradzić w sytuacji, kiedy kwoty związane z odszkodowaniami wzrosną im – w zasadzie z dnia na dzień – prawie dwuipółkrotnie (z 57 mln 610 tys. zł w roku gospodarczym 2014/2015 do planowanych 135 mln 720 tys. zł), a może i w jeszcze większym stopniu? Jeżeli koła łowieckie zaczną lawinowo upadać, a nie można tego wykluczyć, to nie tylko zachwiany zostanie budżet Państwowego Funduszu Odszkodowawczego (gwałtownie wzrośnie udział środków z budżetu państwa), ale w postępie geometrycznym wzrastać będą też szkody łowieckie, bowiem roczne plany łowieckie nie będą realizowane. Mogą pojawić się także inne zagrożenia. Słabo kontrolowane, z powodu zmniejszającej się liczby kół łowieckich, rozszerzanie się ognisk afrykańskiego pomoru świń może w bardzo krótkim czasie doprowadzić do ogromnych strat w hodowli trzody chlewnej, a wówczas już nie będzie możliwości zgonienia wszystkiego co złe na ośmioletnie rządy Platformy Obywatelskiej.

Apeluję:

Panie Posłanki, Panowie Posłowie, nie idźcie tą drogą. 




PS

Grzmiała z mównicy sejmowej nawet posłanka Ewa Lieder z .Nowoczesnej:

 „Koła łowieckie i Polski Związek Łowiecki czerpią obecnie korzyści finansowych ze sprzedaży tusz i organizacji polowań w charakterze komercyjnym. Według statystyk Głównego Urzędu Statystycznego wartość skupu zwierzyny łownej w Polsce jest warta 81 mln zł”,

mącąc w głowach swoim koleżankom i kolegom, gdyż zapomniała podkreślić, że w tych 81 mln zł, oprócz wartości skupu zwierzyny strzelanej w obwodach łowieckich dzierżawionych przez koła, zawierają się nie tylko wartości tusz zwierzyny pozyskiwanej w ośrodkach hodowli zwierzyny zarządzanych przez PZŁ (drobiazg :-), ale także w jednostkach podległych Państwowemu Gospodarstwu Leśnemu Lasy Państwowe, którego 147 ośrodków hodowli zwierzyny zajmuje 232 obwody łowieckie na powierzchni ponad… 1,8 mln ha. Warto pamiętać także o tuszach ze zwierzyny pozyskiwanej w ramach odstrzałów redukcyjnych w parkach narodowych, bo i takie się przeprowadza.

„Oprócz tego w Polsce legalnie przeprowadzane są polowania… Yyy… Dodatkowym forum pozyskiwania funduszy przez myśliwych jest organizacja polowań […]. Do ponad 118 tys. zarejestrowanych w Polskim Związku łowieckim myśliwych dołączają rokrocznie dziesiątki tysięcy obcokrajowców, biorących udział w polowaniach dewizowych. Decydujące w tej kwestii jest stosunkowo liberalne prawo łowieckie akceptujące…”.

Należy pamiętać, że tzw. polowania dewizowe są dla kół łowieckich, decydujących się na nie, złem koniecznym, aby uzyskać dodatkowe środki na sfinansowanie odszkodowań. Rzeczywistym beneficjentem takichże polowań są przede wszystkim biura polowań, którym faktycznie należałoby się bliżej przyjrzeć. Prawdziwym zaś beneficjentem całego obecnego modelu łowiectwa w Polsce jest Polski Związek Łowiecki, z wąską grupą osób trzymających w nim władzę na czele. Upatrywanie natomiast w 2554 kołach łowieckich podmiotów kręcących intratne interesy na polowaniach, jest albo kompletnym nieporozumieniem, albo… wstępem do jednak prywatyzacji łowiectwa w Polsce.