wtorek, 16 sierpnia 2016

Strażnik jednak z odstrzałem


Zainspirowany dyskusją Strażnik w obwodzie bez wpisu w książce (http://forum.lowiecki.pl/read.php?f=21&i=115718&t=115718) bardzo szybko natknąłem się w internetowym archiwum jednego z tytułów prasy branżowej na artykuł Strażnik bez odstrzału (http://www.lowiecpolski.pl/lowiecpolski.php?aID=5753) autorstwa Marka Ledwosińskiego, czyli forumowego na Łowieckim Mareczka (http://forum.lowiecki.pl/profile.php?f=21&id=874). Jako że w przeszłości zdarzało mi się nieraz nie podzielać poglądów tego autora, przeto i teraz zapaliła mi się czerwona lampka kontrolna. Zwłaszcza po jego najnowszym wystąpieniu, w którym potwierdził pogląd wyrażony w listopadowym numerze Łowca Polskiego z 2014 r. Postarałem się zatem nadrobić zaległości i w miarę sprawnie zgłębiłem treść przedmiotowego artykułu w wersji już papierowej. Gdy już dobrnąłem do jego końca, zdumienie ogarnęło mnie przeogromne – jak to możliwe, aby takie „sznurki bzdurki” zgodnie głosiła grupka tak zacnych osób, a w dodatku z błogosławieństwem rzekomo Departamentu Prawnego Ministerstwa Środowiska z 2014 r… To się nie mieści w mojej głowie, ale do rzeczy…

W tekście Strażnik bez odstrzału, autor, prawdopodobnie mając na celu ujednolicenie ocen uprawnień strażników łowieckich powołanych lub zatrudnionych przez dzierżawców i zarządców obwodów łowieckich, przedstawił niby własną interpretację art. 40 ust. 1 pkt 2 ustawy Prawo łowieckie, ale – jak to podkreślił – „opartą na jednoznacznym stanowisku w tej sprawie, przekazanym mu na kilka tygodni przed publikacją materiału przez Ministerstwo Środowiska”. Z niekłamaną satysfakcją wyrażał później zdanie, że było to wówczas „stanowisko najświeższe, aktualne, stojące w sprzeczności do uprzednich ocen sprawy, dawanych przez resort, a powielanych w dziale »Myśliwi pytają – prawnik odpowiada«  w Łowcu”. Chełpił się wręcz na początku sierpnia br. w dzienniku Łowiecki:

„Sama teza tam postawiona była śmiała i burzyła dotychczasowy porządek. Spotkała się z dużym oporem części środowiska okręgowych urzędników PZŁ, odpowiedzialnych za szkolenia kandydatów na strażników.. Okazało się bowiem, że to, czego uczyli do tej pory, to błąd. Podobnie zareagowała część zarządów kół łowieckich. Chodziło bowiem o to, że strażnik zarządom kół zaczynał w tym momencie »wychodzić z ręki«. Co ważniejsi prezesi próbowali nawet interweniować na Nowym Świecie, żądając odcięcia się PZŁ od powyższej tezy i publikacji sprostowania w Łowcu. Władza zachowała się jednak godnie. Materiał raz jeszcze przeanalizowano i powyższe postulaty odrzucono”.

Autor, podkreślając wręcz epokowe znaczenie tezy przedstawionej w jego artykule, wylicza także dzisiaj nazwiska autorytetów, które wielkość jego odkrycia niejako uwypuklają:

„Prócz Ministerstwa moje stanowisko podzielają również najwyżej cenieni badacze prawa łowieckiego - od naszego Miłosza Marszała, którego stawiam najwyżej, przez prof. Radeckiego i prof. Rakoczego. Ci dwaj ostatni to autorzy cenionych podręczników akademickich prawa łowieckiego i komentarzy do tegoż. Tekst w Łowcu uprzednio był z nimi konsultowany”.

Poprzez tekst Strażnika bez odstrzału przebija się niepoślednia rola redakcji „Łowca Polskiego” w powstaniu tegoż artykułu, co już wyraźnie poddaje w wątpliwość czy aby na pewno artykuł nie powstał na specjalne jej zamówienie. To już jednak jest temat na osobne rozważania. Wracając jednak wprost do treści artykułu…

Całość przedstawionego w nim problemu sprowadzona została do zaprezentowania „jedynie słusznej” interpretacji tego oto zapisu ustawy Prawo łowieckie:

„Art. 40. 1. Strażnicy, o których mowa w art. 36 ust. 3 pkt 2:

2) mają prawo do noszenia i używania broni myśliwskiej w celach ochrony zwierzyny przed drapieżnikami znajdującymi się na liście zwierząt łownych, zgodnie z rocznym planem łowieckim, o ile są członkami Polskiego Związku Łowieckiego”,

W podsumowaniu przedmiotowego tekstu autor podkreśla:

„… strażnik, wychodząc w łowisko z bronią, nie wykonuje polowania, zatem nie musi mieć upoważnienia do wykonywania polowania indywidualnego i nie dotyczy go obowiązek wpisania się w książce ewidencji. W obwodzie, w którym wykonuje swoje czynności służbowe, strażnik może wówczas strzelać drapieżniki znajdujące się na liście zwierząt łownych, czyli borsuki, jenoty, tchórze zwyczajne, kuny leśne i domowe, norki amerykańskie i szopy pracze”.

Frazę o niewykonywaniu polowania przez strażnika podczas strzelania drapieżników, na której oparł autor cały swój wywód quasi-prawniczy, powtórzył w różnych konfiguracjach gramatycznych w tekście aż dziesięciokrotnie, co nie pozwala oderwać się od skojarzeń z istotą rytualnej formuły magicznej, zwanej w hinduizmie mantrą. Co równie interesujące, w swojej argumentacji, oprócz bazowego, niezwykle enigmatycznego w swojej istocie art. 40 ust. 1 pkt 2, autor nie przytacza w zasadzie żadnego innego rozjaśniającego problem zapisu ustawy. Przebąkuje coś jedynie na temat definicji pojęcia polowanie, o której mowa w art. 4 ust. 2 pkt 1 ustawy. Cytując zaś „odpowiedź” Departamentu Prawnego wplata dodatkowo art. 4 ust. 1, „definiujący pojęcie gospodarki łowieckiej, który wyraźnie rozróżnia ochronę zwierzyny od jej pozyskania”. I to ma być rzekomo koronny argument ze strony ministerialnych ekspertów na prawdziwość poniżej zacytowanej tezy:

„Z powyższych względów należy uznać, że odstrzał drapieżników przez strażników łowieckich nie jest polowaniem. Oznacza to, że nie znajdują w takim przypadku zastosowania przepisy dotyczące upoważnienia do wykonywania polowania indywidualnego oraz obowiązku wpisania się do książki ewidencji pobytu myśliwych na polowaniu indywidualnym”.

I pomyśleć, że tylko nieco ponad trzy lata wcześniej ministerialny pogląd na problem był zgoła odmienny:

Ochrona zwierzyny przed drapieżnikami, o której mowa w art. 40 ust. 1 pkt 2 ustawy Prawo łowieckie następuje jedynie w drodze polowania. Strażnik łowiecki powinien posiadać ważne upoważnienie na odstrzał drapieżników i udając się do obwodu powinien wpisać się do książki ewidencji myśliwych na polowaniu indywidualnym” (pismo DL.gł–024–22/13058/11/abr z dnia 23.03.2011 r.)

Gdzie zatem leży prawda? Któremu Ministerstwu Środowiska należy wierzyć? Temu z roku 2014 czy może jednak temu z 2011 roku?

Wracając wprost do wniosków autora przedmiotowego tekstu… W przypływie swojej fantazji nawet sposób noszenia broni przez strażnika w łowisku wywodzi – określa rzecz bardzo ogólnie – z „ustawy Prawo łowieckie”, mając na myśli zapewne i w tym kontekście zapis art. 40 ust. 1 pkt 2.

Tak więc moje wrażenie podsumować mogę tylko w jeden sposób – oto mamy do czynienia w tekście Strażnik bez odstrzału z próbą przedstawienia nam poglądu w postaci dogmatu w najczystszym wydaniu. Szkoda jedynie, że prostą drogą może prowadzić on bezkrytycznie przyjmujących go do odpowiedzialności przed sądem powszechnym. Kłania się bowiem art. 51 pkt 6 i 7, art. 52 pkt 6, a być może także art. 53 pkt 6 przepisów karnych ustawy Prawo łowieckie. W zależności od okoliczności można swobodnie przebierać i wybierać w nich.


* * *
Wszystkim zwolennikom niebezpiecznej teorii autora artykułu Strażnik bez odstrzału polecam, choć na chwilę, pochylenie się nad art. 9 ust. 1 ustawy. Jego istnienia zdają się nie zauważać, lub znaczenie lekceważyć, nie tylko pan Ledwosiński, ale także rzekomo popierający jego interpretację profesorowie – panowie Wojciech Radecki i Bartosz Rakoczy. A szkoda, bowiem pozwala ten zapis szybko i jednoznacznie zweryfikować ich ocenę rzeczywistości. Dla jasności sprawy zacytuję go w całości:

„Art. 9.1. Ochrona zwierzyny poza zasadami określonymi w przepisach o ochronie przyrody obejmuje tworzenie warunków bezpiecznego bytowania zwierzyny, a w szczególności:

1)      zwalczanie kłusownictwa i wszelkich zjawisk szkodnictwa łowieckiego,
2) zakaz
poza polowaniami i odłowami, sprawdzianami pracy psów myśliwskich, a także szkoleniami ptaków łowczych, organizowanymi przez Polski Związek Łowiecki płoszenia, chwytania, przetrzymywania, ranienia i zabijania zwierzyny,
3) zakaz wybierania i posiadania jaj i piskląt, wyrabiania i posiadania wydmuszek oraz niszczenia legowisk, nor i gniazd ptasich,
4) zakaz sprzedaży, transportu w celu sprzedaży, przetrzymywania w celu sprzedaży oraz oferowania do sprzedaży żywych lub martwych zwierząt łownych, jak również wszelkich łatwo rozpoznawalnych części lub produktów uzyskanych z tych zwierząt, z wyjątkiem tych zwierząt łownych, które zostały pozyskane zgodnie z prawem lub nabyte w inny legalny sposób”.

A teraz powtórzę w skondensowanej formie raz jeszcze:

Ochrona zwierzyny obejmuje ZAKAZ POZA POLOWANIAMI i ODŁOWAMI ZABIJANIA ZWIERZYNY”!!!.

Przekaz chyba nadzwyczaj jasny i przejrzysty, a więc innymi słowy po prostu czytelny. I nie zmienią stanu rzeczy żadne odwoływania się do „wiary w racjonalność działania ustawodawcy”. Ono jest ogólnie racjonalne, ale trzeba tę racjonalność postrzegać poprzez pryzmat całej ustawy, a nie traktować ją w części instrumentalnie. Nie zmienią stanu rzeczy także odwoływania się do mocy „przepisów szczególnych”, bo takowych w kontekście omawianego problemu w ustawie po prostu nie ma. Przypomnę za brzmieniem art. 3 ustawy, że „celem łowiectwa jest ochrona zwierząt łownych”, wszystkich, a więc bez podziału ich w tej ochronie na „kudłate i łaciate, pręgowane i skrzydlate; te, co skaczą i fruwają”. Specyficzny sposób wyrażenia pewnej formy tej ochrony, poprzez sformułowanie użyte w art. 40 ust. 1 pkt 2 („zwierzyny przed drapieżnikami znajdującymi się na liście zwierząt łownych”), nie jest w stanie zmienić istoty zakazu, o którym mowa w art. 9 ust. 1 pkt 2. Tylko poprzez polowania (i jeden z rodzajów odłowów) można zabijać zwierzynę. Każde inne działanie, w celu pozbawienia jej życia, to klasyczne kłusownictwo i zasługuje na największe potępienie. A jeżeli tak, to

Strażnik, chcąc strzelać do drapieżników znajdujących się na liście zwierząt łownych, może czynność tę wykonywać jedynie poprzez polowanie indywidualne. Musi zatem dysponować na tę okoliczność pisemnym upoważnieniem wydanym mu przez dzierżawcę lub zarządcę obwodu łowieckiego, bo wymaga tego art. 42 ust. 8 ustawy Prawo łowieckie. Dotyczy strażnika także obowiązek wpisania się do książki ewidencji pobytu na polowaniu indywidualnym, o którym mowa w art. 42b tej samej ustawy. Tylko po spełnieniu tychże wymogów może wykonywać swoje czynności służbowe, o których mowa w art. 40 ust. 1 pkt 2 ustawy.



SUPLEMENT

Powie ktoś, że w przypadku przyjęcia za poprawny mojego wywodu, „umieszczenie w ustawie zapisów art. 40 ust. 1 pkt 2 byłoby pozbawione sensu” (autor: za ŁP – prof. W. Radecki); dana nim „norma stawałaby się całkowicie zbędna”, ale przecież nie pozwala na to „dogmat racjonalności prawodawcy, a więc teza, że m.in. nie ma przepisów zbędnych, a każda norma ma za zadanie prowadzić do osiągnięcia oczekiwanego przez ustawodawcę celu” (http://forum.lowiecki.pl/read.php?f=15&i=70927&t=70871&v=t). Cóż więc czynić? Może i mamy tu do czynienia z pewnego rodzaju konfliktem z jednym z podstawowych założeń wykładni prawa, ale nie sposób na siłę usprawiedliwiać klasycznej niedoróbki prawnej ustawodawcy. Pozwolę więc sobie przypomnieć  na tę okoliczność małe co nieco.

Co prawda wersja obowiązująca przedmiotowego zapisu ustawy– przypomnę ją – brzmi następująco:

„Art. 40. 1. Strażnicy, o których mowa w art. 36 ust. 3 pkt 2:

2) mają prawo do noszenia i używania broni myśliwskiej w celach ochrony zwierzyny przed drapieżnikami znajdującymi się na liście zwierząt łownych, zgodnie z rocznym planem łowieckim, o ile są członkami Polskiego Związku Łowieckiego”,

ale w wersji pierwotnej, proponowanej w poselskim projekcie ustawy z dnia 10 czerwca 2003 r. o zmianie ustawy Prawo łowieckie, z której potem narodziła się ustawa z dnia 17 czerwca 2004 r., wprowadzająca ten zapis, spotykamy taki oto tekst:

19) art. 40 ust. 1 otrzymuje brzmienie:
„1. Strażnicy, o których mowa w art. 36 ust. 3 pkt 2
a)      […],
b)      mają prawo do noszenia i używania, w celach ochrony zwierzyny przed szkodnikami łowieckimi, broni myśliwskiej, o ile są członkami PZŁ”,

W czasie procesu legislacyjnego PZŁ sugerował i uzasadniał:

IX. Punkt 19) w proponowanym art. 40 ust. 1 lit. b proponujemy skreślenie wyrazów "w celu ochrony zwierzyny przed szkodnikami".

IX. Propozycja, wskazanego skreślenia w art. 40 ust. 1 lit. b, wiąże się z faktem, iż ustawa nie określa pojęcia szkodników - chodzi o szkodniki łowieckie, a rozporządzenie wskazane w art. 44 ust. 4, dotyczące właśnie szkodników przez kilka lat nie ukazało się. Polski Związek Łowiecki będzie postulował o skreślenie tej delegacji ustawowej. Uzasadnienie znajdzie się w pkt XVI.

XVI. Po punkcie 28) dodać punkt w brzmieniu: "art. 44 ust. 4 skreśla się".

XVI. Propozycja skreślenia art. 44 ust. 4 uzasadniona jest faktem, iż delegacja ta budziła zastrzeżenia jej konstytucyjności. Dodatkowo sprawa szkodników łowieckich takich jak psy i koty została rozwiązana nowelizacją ustawy o ochronie zwierząt, natomiast jenot i norka amerykańska znalazły się na liście gatunków zwierząt łownych. Pozostałe szkodniki łowieckie - ptaki znajdują się na liście objętych całkowitą lub częściową ochroną gatunkową. Przepis ten stałby się zatem przepisem martwym, a zatem zbędnym.

Jak nietrudno zauważyć, przy okazji złożenia w roku 2003 przez grupę posłów propozycji nadania strażnikom szczególnego prawa do „noszenia i używania broni myśliwskiej”, projektodawca ustawy bazował na założeniu możliwości korzystania z niej w stosunku do „szkodników łowieckich”, których to lista miała ujrzeć światło dzienne jakby obok listy zwierząt łownych. Nie ujrzała przez lat prawie dziesięć, więc ostatecznie zrezygnowano z jej wprowadzenia (skreślono art. 44 ust. 4), ale niefortunnie zamieniono przy tym w końcowym brzmieniu art. 40 ust. 1 pkt 2 określenie „szkodniki łowieckie” na „drapieżniki znajdujące się na liście zwierząt łownych”. Jednocześnie nie dopilnowano odpowiedniej zmiany pod tym kątem brzmienia art. 9 ust. 1 pkt 2 i… wyszło, co wyszło – norma stanowiąca klasyczny bubel prawny. W najlżejszej ocenie – zapis zbędny, z takim samym skutkiem, jakby go w ogóle nie było!

Rzuca też się w oczy fakt, że już przynajmniej na przełomie lat 2003/2004 Polski Związek Łowiecki, tylko z sobie wiadomych względów, był za bezwarunkowym prawnym przyzwoleniem dla „noszenia i używania broni myśliwskiej” przez strażników „kołowych”, i to bez związku z polowaniami, o ile oczywiście byli członkami PZŁ. Nie udało się. Czyżby więc artykuł Marka Ledwosińskiego z listopada 2014 r. miał wypełnić swego rodzaju lukę w ten sposób powstałą?