Wniosek - http://www.lowiecki.pl/aktualnosci/wniosek_o_delegalizacje_PZL.pdf
„Delegalizacja PZŁ:
[…]
- […] oraz wykorzystywanie wpływów formalnych i
nieformalnych np.: zapraszanie polityków na polowania do Ośrodków Hodowli
Zwierzyny, wręczanie „świątecznych” upominków oraz oferowanie im pracy np. dla
byłego posła PO Tomasza Kuleszy, który jako wpływowy polityk Sejmowej
Komisji Ochrony Środowiska blokował prace Komisji w zreformowaniu
funkcjonowania łowiectwa w Polsce, a „w nagrodę” został łowczym okręgowym w
Przemyślu. CBA powinno w trybie pilnym sprawdzić, którzy posłowie z z PO i PSL
polowali w OHZ-tech PZŁ i czy uzyskane w ten sposób dochody w postaci
pozyskanych trofeów - delegalizacja jako prawda dziejowa;
26 marca 1953 roku zarządzeniem ministra leśnictwa
zlikwidowano zrzeszenie Polski Związek Łowiecki (wywodzące się wprost z
przedwojennej organizacji) i na stałe przerwano związek własności gruntu z
prawem do polowania. Nowo powstałe zrzeszenie, które trwa do dzisiaj, zostało
utworzone na wzór PZPR i ze względu naprawdę i sprawiedliwość dziejową powinno
w obecnej Rzeczypospolitej zostać uznane za nielegalne, a w jej miejsce od razu
należy powołać Polski Związek Łowiecki wolny od ubecko-pezetpe(e)rowskich władz
z niechlubną kartą historii dla Polski.
Działaczami PZŁ byli generałowie: Buła, Rokossowski,
Kiszczak, Pietrzak czy ich spadkobierca Gdula, jeden z twórców Okrągłego stołu
i planu rozgrabienia mienia Polski. Znaczna część obecnie funkcjonujących kół łowieckich
powstało w latach 1946-52. Trzeba zadać w końcu pytanie, komu komunistyczny
reżim i sowieckie władze dawały w tych latach broń do ręki, gdy jeszcze ostatni
Żołnierze Niezłomni walczyli w lasach, a ostatnio pochowaną Inkę bito i
torturowano. Kto i za jakie zasługi dawał tym „rzekomo polskim myśliwym” broń
do ręki i pozwalał im polować w polskich lasach, a może trzeba zapytać na kogo
oni polowali? Może IPN w końcu zainteresuje się działalnością PZŁ w tych latach
i inwigilacją środowisk wiejskich w Polsce wykonywanych przez ubeków
występujących jako członkowie Polskiego Związku Łowieckiego?
[…]
- struktury PZŁ są niedemokratyczne, w rozumieniu
obecnych zasad demokracji. Brak jest jasnych zasad wyboru władz i wyboru
organów kontroli wewnętrznej. Wąska grupa pracowników etatowych z
przewodniczącym ZG PZŁ na czele, właściwie zawładnęła organizacją, pomijając
struktury okręgowych rad łowieckich i Naczelnej Rady Łowieckiej (wystarczy
nadmienić, że Naczelna Rada Łowiecka nie ma swoich pomieszczeń swojego biura,
swojego odrębnego od ZG adresu i telefonu; myśliwi i rolnicy nawet nie mogą
złożyć skargi na funkcjonowanie ZG PZŁ do organu teoretycznie nadrzędnego czyli
NRŁ. W dodatku uznała, że nie musi kontaktować się i rozmawiać z rolnikami,
przedstawicielami parlamentu czy też ministrami rządu. Obecny Przewodniczący ZG
PZŁ – co należy uznać za objaw wyjątkowej buty i arogancji – w ogóle nie
pojawia się i nie uczestniczy od wielu lat w najważniejszych rozmowach na temat
przyszłości łowiectwa w Polsce.
Brak jest nadzoru nad PZŁ odpowiedniego
przedstawiciela Skarbu Państwa, zaś zapisany w ustawie Prawo łowieckie nadzór
ministerstwa środowiska jest zapisem martwym; co wydatnie pokazał problem
zwalczania ASF w Polsce.
[…]
Dyktatura obecnego przewodniczącego Lecha Blocha i
stopniowe jego zawładnięcie Związkiem była możliwa dzięki działaniom SLD, które
to ilekroć dochodziło do władzy w Polsce, nowelizowało Prawo łowieckie
wzmacniając władzę ZG oraz nie przeprowadzało demokratyzacji Związku. Również
poprzedni minister środowiska, który rzekomo sprawował kontrolę nad Związkiem, Stanisław
Żelichowski poprzez niejasne powiązania z ZG, głuchy był na sygnały od
myśliwych i rolników o nieprawidłowościach w działaniu PZŁ (m.in. całkowicie
zignorował rozwiązania prawne, które później zostały uznane przez TK za
niekonstytucyjne). Lech Bloch chętnie korzystał również, z faktu, iż jego
jedyny rodzony brat był wysoko postawionym oficerem WSI, obecnie w stopniu
generała). Sam zaś był tajnym współpracownikiem o pseudonimie „Kazimierz”.
Jednak jego działalność na tym polu nie była zbyt znacząca. Jego donosy głównie
ograniczały się do spraw natury obyczajowej.
Dzięki jednak swojej przeszłości, doskonale dogadywał
się z kolejnymi prezesami Naczelnej Rady Łowieckiej i innymi wysoko
postawionymi działaczami PZŁ, którzy wywodzą się z PZPR, tajnych służb czy też
resortów siłowych, jak np. obecny prezes NRŁ Andrzej Gdula (były I sekretarz
wojewódzki PZPR oraz wiceminister w MSW za czasów gen. Kiszczaka, uczestnik
Okrągłego stołu, minister w kancelarii prezydenta Kwaśniewskiego). Za swoją
nietykalność, musiał Gduli wypłacić się m.in. zatrudnieniem syna Pawła na
stanowisku prezesa wydawnictwa najstarszego w Europie miesięcznika „Łowiec
Polski”.
Brak oficjalnej dezaprobaty dla swojej działalności
uzyskał dzięki zaproszeniem prominentnych polityków i biznesmenów na polowania
do Ośrodków Hodowli Zwierzyny (17 OHZ-ów w całej Polsce jest w zarządzie ZG),
różnego typu prezentom, obietnicom załatwienia możliwości polowania (w tym
pomocy w zdaniu egzaminów do PZŁ, np. niejasny jest sposób odbycia stażu i
zdania egzaminów przez byłego ministra Stanisława Gawłowskiego, czy też Cezarego
Grabarczyka</b>, który zdawał w ZO w Sieradzu, nazywanym przez
myśliwych „rajem dla zdających”. Może za tego Rządu w końcu CBA uda się
prześwietlić słynne egzaminy w Sieradzu).
Często współpracował z politykami z PSL, którzy
między innymi z tego powodu byli głusi na problemy polskich rolników dotyczące
szkód łowieckich. Wchodził w układy nie tylk ze Stanisławem Żelichowskim.
„Współpracował” też blisko np. z marszałkiem Grzeszczakiem.
[…]
Tu również CBA powinno przyjrzeć się szczegółowo, kto
i za co dostał od Blocha obwody po OHZ-ach ANR.
Kolejnym politykiem PSL jest Urszula Pasławska,
której wraz z mężem Markiem Michniewiczem, nie brakuje nic oprócz obwodów (co
robi CBA, że dotąd nie rozpracowało, skąd nagle pani Urszulę stać na kupno
ośrodków wypoczynkowych w Mielnie, w Kalu koło Węgorzowa i na Guziance k.
Rucianego-Nidy i dlaczego tylko tam odbywają się nagle wszystkie niemal
szkolenia Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska z Olsztyna). Dla minister
Pasławskiej, Bloch utworzył Polski Klub Dian, który ma być samoistną maszynka
wyborczą”.
Pogrubienia w oryginale nie
występują.
Panu
Izdebskiemu składam serdeczne gratulacje z okazji wystosowania Wniosku o
zdelegalizowanie Polskiego Związku Łowieckiego, choć sądzę, że wystarczyłby
wniosek o zdemonopolizowanie polskiego łowiectwa. Bardzo się cieszę, że w końcu
ktoś w ogóle zdobył się na jakiś wniosek o tym charakterze. Warto może jeszcze
przytoczyć więcej argumentów, bardziej przemawiających do wyobraźni adresatów.
Celnie
we Wniosku została zasygnalizowana kwestia podejrzewania zaistnienia korupcji w
szeregach polityków. Dobrze, że z grona byłych i aktualnych parlamentarzystów
podane są konkretne nazwiska, ale co z pozostałymi? Nie było w poprzedniej
kadencji Sejmu większego przyjaciela Polskiego Związku Łowieckiego niż jeden z
posłów SLD. W obronie interesów jej wierchuszki walczył w procesach
legislacyjnych niczym lew. Nie miał sobie równych. Czyżby była to prawdziwa, bo
bezinteresowna przyjaźń? Hm… W nagrodę zadbano jednak o to, aby został członkiem
Naczelnej Rady Łowieckiej, więc… Samo to się nie zrobiło... Być może
przymierzany był także do innych zaszczytnych funkcji w Polskim Związku
Łowieckim, ale coś nie wyszło w Sejmie z ich utworzeniem - http://www.sejm.gov.pl/Sejm7.nsf/transKonf.xsp?unid=E06316ED5EE292A8C1257DF1004F4E2D
oraz
Powstaje
pytanie, dlaczego we wniosku mówi się tylko o parlamentarzystach PO, PSL i SLD
(o tych ostatnich w dodatku w zasadzie bez nazwisk)? Jest także kilku byłych i
aktualnych z… Prawa i Sprawiedliwości. Nasuwają tu się na myśl przynajmniej
cztery nazwiska… Ich związki z wodzostwem PZŁ też można by przeanalizować. Do tego należałoby dorzucić
jeszcze przynajmniej po jednym pośle z PSL (aktualny) i PO (były). Z mojego
punktu widzenia zbyt często i zbyt gorliwie optowali za rozwiązaniami
korzystnymi dla wodzów PZŁ, mniej dla państwa i środowiska naturalnego. Można
sprawdzić to w archiwum Sejmu.
No
i na koniec tej „listy” podejrzanie zasłużonych osób dla wierchuszki PZŁ…
Napisałem wyżej, że nie było w poprzedniej kadencji Sejmu większego fana szefa
Zarządu Głównego PZŁ, niż jeden z posłów SLD. Hm… To nie do końca prawda. Był
jeden mu równy, a może i większy. To aktualny
(a w przeszłości już dwukrotnie) jeden z ministrów z pierwszego szeregu!!!
Jego wieloletnia miłość do „modela” jest wielce zastanawiająca.
Co
do Lecha Blocha… Warto by było przypomnieć jeszcze jedną informację z nim związaną. Na temat początku
jego kariery na stanowisku przewodniczącego Zarządu Głównego PZŁ. Proponuję
rzucić okiem na tekst pt. Przewrót kwietniowy w
PZŁ (dnia 29 kwietnia 1997 r.) -http://lowiectwookiemartura.blogspot.com/2016/06/przewrot-kwietniowy-w-pz-dnia-29.html
oraz
w którym zauważam, że Lecha Blocha wybrano
wówczas na przewodniczącego Zarządu Głównego PZŁ z karygodnym naruszeniem
przepisów prawa. Gdzie
był wtedy minister Stanisław Żelichowski, odpowiedzialny za nadzór nad Polskim
Związkiem Łowieckim?
Małą
uwagę mam jeszcze w stosunku do przywołanego w treści Wniosku „zarządzenia
ministra leśnictwa z dnia 26 marca 1953 r.”. Przede wszystkim - nie
„likwidowano zrzeszenia Polski Związek Łowiecki (wywodzącego się wprost
z przedwojennej organizacji)”, tylko stowarzyszenie, a po drugie nie to
zarządzenie było decydujące w sprawie (ono nadawało statut zrzeszeniu), a
Dekret z dnia 29 października 1952 r. o prawie łowieckim. Podpisali go B.
Bierut, J. Cyrankiewicz i B. Podedworny.
Wymieniając
działaczy PZŁ w postaci generałów, wspomnieć trzeba o pierwszym
wielkim wodzu zrzeszenia Polski Związek Łowiecki. Mam na myśli Stanisława Gilarowicza Popławskiego
(Станислав Гилярович Поплавский). Był on m.in. radzieckim dowódcą wojskowym,
generałem Armii Radzieckiej, Bohaterem Związku Radzieckiego. To właśnie on,
jako pierwszy, stanął oficjalnie na czele - bądź, co bądź - obecnego,
monopolistycznego modelu łowiectwa w Polsce. Można też powiedzieć, że to
właśnie od niego rozpoczął się właściwy żywot, a także „chwała” zrzeszenia
Polski Związek Łowiecki.