niedziela, 28 lutego 2016

.Nowoczesna na razie mnie zawodzi




Okoliczności towarzyszące pierwszemu czytaniu poselskiego projektu ustawy o zmianie ustawy Prawo łowieckie (druk nr 219), do którego doszło w Sejmie dnia 25 lutego 2016 r., nadal nie pozwalają mi zapomnieć o tym wydarzeniu. O swoich wrażeniach na gorąco pisałem już wcześniej, a teraz chciałbym osobno zdań kilka poświęcić stanowisku .Nowoczesnej, zaprezentowanym podczas obrad przez posłankę panią Ewę Lieder. Nie ukrywam, że podobnie jak i wielu innych Polaków przeciwnych polityce Prawa i Sprawiedliwości, również i ja – z lekka zawiedziony ośmioma latami rządów Platformy Obywatelskiej, od pewnego czasu z nadzieją spoglądam w kierunku programu i poczynań tego nowego na politycznym firmamencie ugrupowania. Od czwartku moje nadzieje są w stanie mocno nadwyrężonym, a to z powodu tekstu, który wygłosiła w Sejmie przedstawicielka .Nowoczesnej. W zasadzie niczym specjalnym się on nie różnił od pozostałych, wygłoszonych z mównicy sejmowej przez kolejnych apologetów krzywdzonych przez wszystkie możliwe żywioły rolników, ale właśnie ze strony ugrupowania pana Ryszarda Petru najbardziej mnie zabolał, gdy już do końca go wysłuchałem. Rozumiem chęć przypodobania się szerokiej rzeszy wyborców ze środowiska wiejskiego, ale wszystko powinno mieć swoje granice, a przede wszystkim oparcie w racjonalizmie, zwłaszcza że o doświadczenia na tym polu tak trudno. Ponadto warto zajrzeć do wciąż obowiązującej Konstytucji RP, w której w art. 2 zapewnia się obywateli naszego kraju o fakcie następującym:

„Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”.

Jeżeli, jak planuje się, a w dodatku nawołuje do tego .Nowoczesna, „ewidentna krzywda” rolników ma być naprawiona nagle i niespodziewanie, w dodatku kosztem wyłącznie myśliwych, no bo przecież – jak ogłosiła to propagandowo w Sejmie pani Lieder z .Nowoczesnej – nie może być tak, że „ich działalność współfinansowana jest przez obywateli i obywatelki Rzeczypospolitej”, a ponadto „stanowią tylko 0,3% społeczeństwa, przy czym 63% Polaków deklaruje brak akceptacji dla łowiectwa”, to ja nie zauważam w wystąpieniu pani posłanki, po pierwsze – zbyt dużej dbałości o trzymanie się obiektywnej prawdy, a po drugie – poszanowania zasad demokratycznego państwa prawnego, w szczególności zasady ochrony zaufania obywatela do państwa i stanowionego przez nie prawa, a także reguł stanowienia prawa. A przechodząc do niektórych tylko szczegółów wystąpienia pani Lieder…

Nieprawdą jest, że „ich (przyp.: myśliwych) działalność współfinansowana” była, jest czy aktualnie może być „przez obywateli i obywatelki Rzeczypospolitej”. Ustawa Prawo łowieckie wyraźnie stanowi (a nie projektuje się zmiany tych zapisów):

„Art. 35.1. Działalność Polskiego Związku Łowieckiego jest finansowana z funduszy własnych, wpisowego, składek członkowskich, zapisów i darowizn oraz dochodów z działalności gospodarczej.
2. Dochód z działalności gospodarczej Polskiego Związku Łowieckiego oraz kół łowieckich służy wyłącznie realizacji ich celów statutowych i nie może być przeznaczony do podziału między członków. Mienie Polskiego Związku Łowieckiego i kół łowieckich nie podlega podziałowi między członków”,

a ponadto Statut Polskiego Związku Łowieckiego:

„§ 74
1. Na majątek koła składają się:
[…]
3) dochody:
a) z wpisowego, składek członkowskich i innych opłat uchwalonych przez
walne zgromadzenie, dotacje i darowizny, dobrowolne świadczenia osób
fizycznych i prawnych oraz z imprez organizowanych przez koło,
b) wpływy z gospodarki łowieckiej,
c) dochody z prowadzonej działalności gospodarczej i rolniczej”.

W którym tu miejscu pani posłanka Lieder widzi zapis o dotacjach z budżetu państwa? Jakie argumenty może podać na potwierdzenie swojej tezy? Czyżby wyłącznie błędne odczytanie intencji autorów projektu?

Na jakiej podstawie pani Lieder uważa, że 63% Polaków deklaruje brak akceptacji dla łowiectwa”? Chętnie zapoznam się ze źródłem tejże informacji. Z mojej skromnej wiedzy wynika, a opieram ją na publikacji Łowca Polskiego z marca 2009 r., że według badań przeprowadzonych (wówczas) przez instytut badawczy Pentor, „myśliwi w Polsce są… przede wszystkim nieznani. Do znajomości z nami przyznała się zaledwie jedna trzecia badanych, wśród których przewagę stanowią osoby powyżej 60. roku życia”. Dokładnie 64 % badanych nie znało lat temu kilka żadnego myśliwego. Jednoznacznie negatywne skojarzenia z myśliwymi zadeklarowało zaledwie… 8 % badanych!!!. Zapraszam panią posłankę do poznania szczegółów wyników badania, zaglądając do źródła (ŁP 3/2009). Czekam także na zapoznanie mnie z jej źródłem informacji.

Mówiła pani Ewa Lieder:

„Zdarza się, że w oczekiwaniu na odszkodowanie za zniszczenie upraw rolnicy bankrutują”.

Proszę ją o podanie mi liczby takich przypadków w ciągu dwóch ostatnich lat (a może pięciu, dziesięciu – według jej uznania) oraz o skonkretyzowanie przynajmniej… trzech z nich :-) Oczywiście z podaniem źródła.

Zatroskana przedstawicielka .Nowoczesnej przestrzegała:

„W projekcie brakuje jasnych mechanizmów pozwalających oszacować obciążenia dla Skarbu Państwa. Projektodawca zakłada roczne koszty wprowadzenia regulacji na poziomie 55 mln, z czego 30 mln to środki na fundusz odszkodowawczy, a aż 25 mln to koszt realizacji zadań przez wojewodów i aż 380 nowych etatów.
W przedstawionym projekcie brakuje zabezpieczenia chroniącego budżet państwa przed powyższymi wydatkami”.

Przed „powyższymi wydatkami” budżetu państwa nie trzeba jakoś specjalnie zabezpieczać, gdyż – jak to uspakajał poseł sprawozdawca –

„… dopłata z budżetu państwa będzie…, albo jej nie będzie wcale, albo będzie niewielka. Będzie to załatwione sprawami tylko i wyłącznie składek myśliwskich, myśliwych i to myślę, że spokojnie wystarczy”.

Idziemy dalej… Czytała pani posłanka:

„My tutaj widzimy inne rozwiązanie – ustalenie składki rocznej dla dzierżawców lub zarządców obwodów łowieckich w wysokości ceny 0,1 q żyta za 1 ha obwodu łowieckiego pokryłoby odszkodowania i koszty ich wypłacania bez obciążania Skarbu Państwa”.

Zachodzi pytanie – co autorka tych słów miała na myśli? Czy aby na pewno miała świadomość tego, że debatowano na temat projektu druk nr 219? Czy aby na pewno znała aktualną wersję projektu? Przecież zapis art. 50b. ust. 3 projektu ustawy dokładnie wyprzedza oczekiwania (wychodzi im naprzeciw :-) pani posłanki, więc w czym rzecz, o co jej chodziło? Ba, ust. 5 i 6 zapowiadają nawet drakońskie kary dla dzierżawców (dla zarządców już nie :-) za brak realizacji rocznych planów łowieckich – do nawet dwukrotności składki podstawowej. Mało jeszcze? Zajmowanie prywatnych własności członków zarządów kół jeszcze by się przydało?

„Kwota wypłaconych odszkodowań w obwodach dzierżawionych i zarządzanych przez Polski Związek Łowiecki w latach 2014–2015 wyniosła 62 150 tys. zł”.

Nieścisłość. Wystarczy zajrzeć do danych publikowanych przez Główny Urząd Statystyczny i starannie je odczytać. Wynika z nich, że w roku gospodarczym 2014/2015 ze środków zarządców lub dzierżawców obwodów łowieckich wypłacono (ogólnie w pozycji – Polski Związek Łowiecki) odszkodowania na kwotę 57 610 tys. zł.

„Zmiany w Prawie łowieckim są potrzebne, problem odszkodowań jest istotny, a krzywda rolników – ewidentna, dlatego opowiadamy się jednak za innym podejściem do tej kwestii, przy tym, że interesy rolników są zagrożone”.

Za jakim w końcu „podejściem do tej kwestii”, bo na dobrą sprawę nie wyłowiłem meritum tego „podejścia” w nerwowym, dość chaotycznym wystąpieniu pani posłanki.

„Konieczna jest nowa ustawa łowiecka uwzględniająca obecne relacje na linii myśliwy – państwo – właściciele nieruchomości”.

No, nareszcie coś mądrego usłyszałem w wystąpieniu pani Lieder. Szkoda, że dopiero na końcu i w zasadzie bez większego związku z wszystkim, co powiedziała (przeczytała) wcześniej.

Osobno chciałbym się odnieść do następujących słów wypowiedzianych przez panią posłankę:

„Koła łowieckie i Polski Związek Łowiecki czerpią obecnie spore korzyści finansowe ze sprzedaży tusz oraz organizacji polowań o charakterze komercyjnym”.

Dość wąsko spogląda pani poseł na zagadnienie, skoro widzi w nim tylko koła łowieckie i Polski Związek Łowiecki, ale co tam – wolno jej :-). Przypominam jej jednak, że w obszarze łowiectwa funkcjonują m.in. także jednostki podległe  Państwowemu Gospodarstwu Leśnemu Lasy Państwowe, którego 147 ośrodków hodowli zwierzyny zajmuje 232 obwody łowieckie na powierzchni aż ponad… 1,8 mln ha. Wracając do ulubionych przez panią Lieder kół łowieckich i w pewnym sensie także Polskiego Związku Łowieckiego. Pani posłanka, dla tylko swojego ugrupowania znanego celu, lansuje obraz zamożności kół łowieckich i Polskiego Związku Łowieckiego. W tym drugim przypadku trafia w samo sedno sprawy, ale zasługuje ono na osobne potraktowanie. Co do kół łowieckich, w przeważającej liczbie przypadków, myli się sromotnie, ale skąd biedaczka ma znać prawdę, skoro nikt rzeczowo sprawy jej prawdopodobnie nie przedstawił. Postaram się jej w malutkim procencie pogląd wyprostować i nakierować jej dociekania na poprawny azymut.

Otóż do tej pory, przez wiele, wiele lat, po stronie kosztów kół łowieckich znajdowało się mnóstwo pozycji, z których do najważniejszych wypada zaliczyć:

1. wynagradzanie szkód (około 60 mln zł w skali wszystkich kół)) wyrządzonych:
a) w uprawach i płodach rolnych przez dziki, łosie, jelenie, daniele i sarny,
b) przy wykonywaniu polowania;
2. opłacanie (na rzecz nadleśnictwa lub starostwa) czynszu dzierżawnego, którego wysokość uzależniona jest od powierzchni obwodu łowieckiego, jego kategorii i ceny żyta – do 0,07 q/ha (około 60 mln zł);
3. opłacanie osobnego haraczu za to samo, o czym mowa w pkt 2, ale na rzecz Polskiego Związku Łowieckiego – „składka członkowska od kół z tytułu dzierżawionego hektara” obwodu łowieckiego na terenie okręgu (około 15 mln zł);
4. udział w kosztach ochrony lasu przed zwierzyną;
5. zagospodarowanie obwodów;
6. poprawa warunków bytowania zwierzyny;
7. zimowe dokarmianie zwierzyny, wartość wyłożonej karmy, transport;
8. wynagrodzenia pracowników księgowości i strażników wraz z pochodnymi;
9. organizacja polowań zbiorowych;
10. organizacja polowań dewizowych (jeżeli na takowe koło decyduje się w związku z problemami finansowymi);
11. utrzymanie środków transportowych i maszyn rolniczych (materiały, paliwa, remonty, części zamienne);
12. inne koszty.

W dość dużej zależności od powyższego, członkowie kół każdego roku zasilają swoimi prywatnymi pieniędzmi budżety swoich kół składkami członkowskimi, składkami na zagospodarowanie obwodów, etc. (raczej grubo ponad 50 mln zł).
Niezależnie od tego wszyscy członkowie PZŁ (jednocześnie członkowie kół i tylko garstka niestowarzyszonych z kołami) rokrocznie indywidualnie zasilają budżet swojej monopolistycznej, nikomu niepotrzebnej organizacji, kwotą łączną znacznie przekraczającą 30 mln zł. Ponoszą też olbrzymie koszty związane z zakupem broni, amunicji, szaf do jej przechowywania, optyki (OK, to wszystko tylko raz na jakiś czas, ale są to potworne koszty), naprawą i utrzymaniem swoich środków lokomocji niezbędnych podczas dojazdów do łowisk i przemieszczania się po nich. Każdego roku wykonują miliony godzin prac gospodarczych, nie otrzymując za to ani złotówki wynagrodzenia. Teraz dodatkowo pani Lieder, posłowie .Nowoczesnej i pozostałych ugrupowań politycznych zasiadających w Sejmie, bez najmniejszych śladów jakiejkolwiek refleksji, w szalonym pędzie do przypodobania się wyborcom ze środowisk wiejskich (toż to ogrooooomny elektorat :-), narzucają myśliwym, niezależnie od dotychczasowych ponoszonych przez koła kosztów wypłacania odszkodowań (ok. 60 mln zł), następny obowiązek – obowiązek pokrywania kosztów nowych zasad szacowania i wypłaty odszkodowań (w tym m.in. na utworzenie kilkuset etatów w samych tylko urzędach wojewódzkich) na przewidywaną łączną kwotę 55 mln zł plus 20 mln zł rezerwy funduszowej. A posłanka Lieder, z naiwnością godną małego dziecka, grzmi z mównicy sejmowej:

„W przedstawionym projekcie brakuje zabezpieczenia chroniącego budżet państwa przed powyższymi wydatkami”.

Ręce opadają, gdy się widzi, co za znawcy problemu zasiadaja w ławach poselskich.

To tak z grubsza, bowiem nie chciałbym zanudzać szczegółami tu i teraz.

Panie Przewodniczący Petru, tak się nie da budować zaufania do .Nowoczesnej  w obszarze – siłą rzeczy – reformowania polskiego łowiectwa. Konieczni są inni przedstawiciele ugrupowania w wystąpieniach sejmowych, a przede wszystkim… inni doradcy na etapie tworzenia tez takichże wystąpień. Niezależnie od powyższego życzę powodzenia zarówno Panu, pani Ewie Lieder, jak i pozostałym posłom .Nowoczesnej z przemiłą panią Kamilą Gasiuk-Pihowicz na czele.







PS

Jeżeli obecnie ktoś faktycznie pokrzywdzony jest w materii odszkodowawczej, to z całą pewnością nie rolnicy (ileś tam milionów ludków :-), gdyż ich interes w miarę JEST zabezpieczony ustawą Prawo łowieckie. Krzywdzeni są myśliwi (zaledwie 118 tys. :-), funkcjonujący głównie w kołach łowieckich, bowiem państwo wykorzystuje ich do granic możliwości, a wykorzystywać chce jeszcze bardziej.

Gdyby tak mocno pomyśleć, to istnieje sposób, aby naprawdę w końcu zadowolić rolników, a jednocześnie nie krzywdzić myśliwych, ale do tego potrzeba by trochę większej rewolucji, niż ta, którą nam PiS proponuje, a m.in. .Nowoczesna pochwala.

czwartek, 25 lutego 2016

Projekt ustawy o zmianie ustawy - Prawo łowieckie (druk nr 219)



Z największą uwagą wysłuchałem wczoraj obrad Sejmu w punkcie dotyczącym pierwszego czytania projektu ustawy o zmianie ustawy – Prawo łowieckie (druk nr 219). Pominę może już butę i arogancję, płynące z ust posła sprawozdawcy oraz fakt, że kompletnie mijał się w swoim rozumieniu z meritum zapytań kierowanych pod jego adresem przez kilku zainteresowanych posłów. Zauważę natomiast, co następuje.
W zgodnej opinii przedstawicieli wszystkich klubów poselskich, projekt, choć nie pozbawiony wad, idzie w dobrym kierunku :-) i należy go skierować do Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa oraz do Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Wszyscy zabierający głos posłowie wykazywali daleko idącą troskę o interesy rolników (i słusznie, bo następne wybory już za zaledwie ponad trzy lata), ale krokodyle łzy wylewali także na myśl o każdej złotówce z budżetu państwa, która będzie musiała wydawana być na pokrywanie odszkodowań w sytuacji, kiedy same roczne składki, wnoszone przez dzierżawców i zarządców obwodów łowieckich, nie wystarczą. Uspakajał ich przedstawiciel wnioskodawców poseł Robert Telus, który z rozbrajającą szczerością w kilku zdaniach przedstawił zatroskanym prawdziwą istotę „dobrego kierunku” projektu, a jednocześnie istotę „zmiany na lepsze”:

„Jeżeli wszyscy myśliwi zapłacą tą maksymalna stawkę, bo tam jest do 10 kilogramów, tą maksymalną stawkę, to jak pani poseł dobrze wyliczyła, to nawet może być 130 milionów złotych, ja…, przyjmijmy 100 milionów złotych… W tej chwili szkody, w 2014 roku…, to było 70 milionów złotych. Mamy 30 milionów naddatku. Najprawdopodobniej, ja nie chcę tutaj wyrokować, tę…, dopłata z budżetu państwa będzie…, albo jej nie będzie wcale, albo będzie niewielka. Będzie to załatwione sprawami tylko i wyłącznie składek myśliwskich, myśliwych i to myślę, że spokojnie wystarczy”.

Pomijając liczne i przeróżnego rodzaju błędy w projekcie, o których wyczytać można w opiniach dołączonych do sejmowego druku nr 219, zastanawiam się – czy wśród grona autorów przedmiotowego projektu, a także wśród ogółu posłów, znajduje się chociaż jedna osoba, która ma na tyle wyobraźni, aby przewidzieć skutki tej właśnie „zmiany na lepsze”? Czy naprawdę trzeba skończyć Oxford albo Cambridge, aby dojść do wniosku, że koła łowieckie, na barkach których spoczywać ma w prawie stu procentach finansowy ciężar proponowanej rewolucji odszkodowawczej, tej zmiany w przeważającej większości po prostu mogą nie wytrzymać? Dlaczego do projektu nie zostały dołączone wyniki analizy kondycji finansowej kół? Czy w ogóle jakiekolwiek badania w tym kierunku zostały przeprowadzone?

Jeżeli masa kół z powodu wypłacanych odszkodowań już balansuje na granicy „być albo nie być – oto jest pytanie”, a zdarzają się z tego powodu nawet bankructwa kół, to jak mają sobie poradzić w sytuacji, kiedy kwoty związane z odszkodowaniami wzrosną im – w zasadzie z dnia na dzień – prawie dwuipółkrotnie (z 57 mln 610 tys. zł w roku gospodarczym 2014/2015 do planowanych 135 mln 720 tys. zł), a może i w jeszcze większym stopniu? Jeżeli koła łowieckie zaczną lawinowo upadać, a nie można tego wykluczyć, to nie tylko zachwiany zostanie budżet Państwowego Funduszu Odszkodowawczego (gwałtownie wzrośnie udział środków z budżetu państwa), ale w postępie geometrycznym wzrastać będą też szkody łowieckie, bowiem roczne plany łowieckie nie będą realizowane. Mogą pojawić się także inne zagrożenia. Słabo kontrolowane, z powodu zmniejszającej się liczby kół łowieckich, rozszerzanie się ognisk afrykańskiego pomoru świń może w bardzo krótkim czasie doprowadzić do ogromnych strat w hodowli trzody chlewnej, a wówczas już nie będzie możliwości zgonienia wszystkiego co złe na ośmioletnie rządy Platformy Obywatelskiej.

Apeluję:

Panie Posłanki, Panowie Posłowie, nie idźcie tą drogą. 




PS

Grzmiała z mównicy sejmowej nawet posłanka Ewa Lieder z .Nowoczesnej:

 „Koła łowieckie i Polski Związek Łowiecki czerpią obecnie korzyści finansowych ze sprzedaży tusz i organizacji polowań w charakterze komercyjnym. Według statystyk Głównego Urzędu Statystycznego wartość skupu zwierzyny łownej w Polsce jest warta 81 mln zł”,

mącąc w głowach swoim koleżankom i kolegom, gdyż zapomniała podkreślić, że w tych 81 mln zł, oprócz wartości skupu zwierzyny strzelanej w obwodach łowieckich dzierżawionych przez koła, zawierają się nie tylko wartości tusz zwierzyny pozyskiwanej w ośrodkach hodowli zwierzyny zarządzanych przez PZŁ (drobiazg :-), ale także w jednostkach podległych Państwowemu Gospodarstwu Leśnemu Lasy Państwowe, którego 147 ośrodków hodowli zwierzyny zajmuje 232 obwody łowieckie na powierzchni ponad… 1,8 mln ha. Warto pamiętać także o tuszach ze zwierzyny pozyskiwanej w ramach odstrzałów redukcyjnych w parkach narodowych, bo i takie się przeprowadza.

„Oprócz tego w Polsce legalnie przeprowadzane są polowania… Yyy… Dodatkowym forum pozyskiwania funduszy przez myśliwych jest organizacja polowań […]. Do ponad 118 tys. zarejestrowanych w Polskim Związku łowieckim myśliwych dołączają rokrocznie dziesiątki tysięcy obcokrajowców, biorących udział w polowaniach dewizowych. Decydujące w tej kwestii jest stosunkowo liberalne prawo łowieckie akceptujące…”.

Należy pamiętać, że tzw. polowania dewizowe są dla kół łowieckich, decydujących się na nie, złem koniecznym, aby uzyskać dodatkowe środki na sfinansowanie odszkodowań. Rzeczywistym beneficjentem takichże polowań są przede wszystkim biura polowań, którym faktycznie należałoby się bliżej przyjrzeć. Prawdziwym zaś beneficjentem całego obecnego modelu łowiectwa w Polsce jest Polski Związek Łowiecki, z wąską grupą osób trzymających w nim władzę na czele. Upatrywanie natomiast w 2554 kołach łowieckich podmiotów kręcących intratne interesy na polowaniach, jest albo kompletnym nieporozumieniem, albo… wstępem do jednak prywatyzacji łowiectwa w Polsce.
 

niedziela, 3 stycznia 2016

Nie idźmy tą drogą



Uwag kilka na temat poselskiego projektu ustawy Prawo łowieckie,



złożonego w Sejmie dnia 22 grudnia 2015 r.
 


Prapoczątku powstania poselskiego projektu ustawy Prawo łowieckie, zwanego tu dalej Projektem, należałoby upatrywać... w pytaniu prawnym Naczelnego Sądu Administracyjnego, skierowanym do Trybunału Konstytucyjnego. Wyrokiem z dnia 6 listopada 2014 r. Trybunał orzekł, że 

Art. 27 ust. 1 w związku z art. 26 ustawy z dnia 13 października 1995 r. – Prawo łowieckie […] przez to, że upoważnia do objęcia nieruchomości reżimem obwodu łowieckiego, nie zapewniając odpowiednich prawnych środków ochrony praw właściciela tej nieruchomości, jest niezgodny z art. 64 ust. 1 w związku z art. 64 ust. 3 i art. 31 ust. 3 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej”,

jednocześnie określając termin utraty mocy obowiązującej przedmiotowego zapisu z upływem osiemnastu miesięcy od dnia ogłoszenia wyroku.
Jeżeli autorom Projektu przyświeca przede wszystkim pilna potrzeba rzetelnego wykonania wyroku, o którym mowa wyżej, to za miarę ich rzeczywistych intencji mogą służyć brzmienia art. 27, 28 i 29 Projektu.


Niestety, z art. 27, niezwykle rozbudowanego, de facto dla istoty sprawy wynika tylko jedno – każdemu właścicielowi, użytkownikowi wieczystemu albo zarządcy nieruchomości objętej projektem uchwały w sprawie podziału województwa na obwody łowieckie, co prawda gwarantuje się możliwość zgłaszania uwag, ale zarówno marszałek jak i sejmik województwa, tymi uwagami mogą się przejąć, ale też… nie muszą.

Kolejny zapis – art. 28, wyraźnie stanowi wyłącznie następną iluzję prawnego środka ochrony prawa własności, bowiem trudno wyobrazić sobie wystąpienie w rzeczywistości sytuacji, kiedy w wyniku objęcia nieruchomości reżimem obwodu łowieckiego, dotychczasowy sposób korzystania z niej zostanie istotnie ograniczony lub uniemożliwiony.

Nooo…, ale przecież mamy wspaniały :-) art. 29, który powinien usuwać już wszelkie wątpliwości malkontentów – z całą pewnością zapewnia on już „odpowiedni prawny środek ochrony praw właściciela nieruchomości”. Czy aby na pewno? Moim skromnym zdaniem jego ust. 1 i 2 zdradzają symptomy niezgodności z art. 53 ust. 7 Konstytucji RP. Uzależnienie prawa wystąpienia do sądu powszechnego – z wnioskiem o ustanowienie zakazu wykonywania polowania na nieruchomości – od ujawnienia przekonań religijnych wnioskodawcy lub wyznawanych przez niego zasad moralnych, wydaje się stanowić swego rodzaju presję, której stosowania Konstytucja we wskazanym zapisie zabrania. Niezależnie od tego art. 29 ust. 1 i 2 Projektu wydaje się być niezgodnym także z art. 32 Konstytucji. Dyskryminowanie osób indyferentnych pod względem religijnym oraz osób wyznających… nieodpowiednie zasady moralne, nie jest raczej najlepszym pomysłem na zgodność z Konstytucją.


Nowa definicja Polskiego Związku Łowieckiego, z którą spotykamy się w art. 35 ust. 1 Projektu, wprowadza dwa określenia, które nijak nie pasują do charakteru zrzeszenia, utworzonego mocą ustawy (a więc z woli ustawodawcy) do realizacji określonych zadań. Nie może być za społeczne uznane zrzeszenie, które społecznym w żadnej mierze nie jest, gdyż nie powstało z inicjatywy jakichkolwiek jego założycieli. Obowiązek ochrony środowiska naturalnego spoczywa przede wszystkim na władzy publicznej, co wyrażone jest w art. 5 oraz w art. 74 ust. 2 Konstytucji. PZŁ wykonuje zadania administracji państwowej z tym związane, więc bynajmniej nie może uzyskać statusu zrzeszenia także samorządnego, a wręcz przeciwnie – wymaga stałego nadzoru właściwych organów państwowych.

Art. 35 ust. 3 Projektu jest wierną kopią art. 32 ust. 3 obecnie obowiązującej ustawy, a brzmienie tego zapisu ustalone zostało mocą nowelizacji ustawą z dnia 10 stycznia 1997 r. Tak więc od dziewiętnastu już lat statut PZŁ nie jest nadawany przez właściwego do spraw środowiska ministra, ani zatwierdzany przez jakikolwiek zewnętrzny podmiot. Uchwalanie go przez Krajowy Zjazd Delegatów PZŁ uczyniło Polski Związek Łowiecki zrzeszeniem, któremu bardzo daleko w jego strukturze do organizacji o charakterze demokratycznym. Wymóg zatwierdzania statutu przez Sąd Okręgowy w Warszawie, a spotykamy się z tym nowym rozwiązaniem w art. 36 ust. 1 Projektu, jest tylko swego rodzaju próbą obejścia społecznych oczekiwań, próbą zatkania ust tym wszystkim, którzy zauważają zbyt daleko posuniętą niezależność tej – jak by nie było – monopolistycznej organizacji.


Warto też zauważyć, że art. 134 ust. 2 Projektu gwarantuje trwanie obecnego stanu, tzn. obowiązywanie statutu uchwalonego przez KZD PZŁ jeszcze w 2005 roku, z jego licznymi zapisami nie mającymi nic wspólnego z zasadami demokracji, przez okres jeszcze aż dwóch pełnych lat od dnia wejścia w życie ustawy na bazie Projektu. Chciałoby się zapytać – a w czyim to interesie aż tak długo?


Art. 40 Projektu, który jest prawie wierną kopią obecnie obowiązującego art. 33, pozbawiony jest dotychczasowego ust. 6:

„6. W sprawach utraty członkostwa w kole łowieckim, nabycia lub utraty członkostwa w Polskim Związku Łowieckim po wyczerpaniu postępowania wewnątrzorganizacyjnego albo od orzeczeń i postanowień kończących postępowanie dyscyplinarne stronom postępowania przysługuje, w terminie 14 dni od otrzymania rozstrzygnięcia kończącego postępowanie, odwołanie do sądu okręgowego, z zastrzeżeniem art. 42da ust. 3. Od orzeczenia sądu okręgowego kasacja nie przysługuje”.

Przypominam, że jego pierwotne brzmienie było następujące:

Art. 33
6. W sprawach nabycia lub utraty członkostwa w Polskim Związku Łowieckim oraz utraty członkostwa w kole łowieckim zainteresowany może - po wyczerpaniu postępowania wewnątrzorganizacyjnego - dochodzić swoich praw na drodze sądowej”,

ale zakwestionował je Trybunał Konstytucyjny, który wyrokiem z dnia 6 listopada 2012 r. zadecydował tak:

„2. Art. 33 ust. 6 ustawy powołanej w punkcie 1 w zakresie, w jakim nie przewiduje prawa członka Polskiego Związku Łowieckiego, wobec którego zastosowano sankcję dyscyplinarną inną niż utrata członkostwa w Związku lub w kole łowieckim, gdy przewinienie i orzeczona za nie sankcja nie mają wyłącznie charakteru wewnątrzorganizacyjnego, do wniesienia odwołania do sądu, jest niezgodny z art. 45 ust. 1 oraz art. 77 ust. 2 Konstytucji”.

Dla przypomnienia fragment Konstytucji RP:

„Art. 45
1. Każdy ma prawo do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki przez właściwy, niezależny, bezstronny i niezawisły sąd”.

„Art. 77
2. Ustawa nie może nikomu zamykać drogi sądowej dochodzenia naruszonych wolności lub praw”.

Wykonując wyrok Trybunału Konstytucyjnego ustawą z dnia 12 grudnia 2013 r. o zmianie ustawy – Prawo łowieckie, wprowadzono brzmienie art. 33 ust. 6, które obowiązuje  do chwili obecnej. Zachodzi pytanie – jeżeli w sposób jednoznaczny członek PZŁ ma zostać pozbawiony ustawą prawa odwołania do sądu powszechnego w ściśle określonych, niezwykle istotnych dla niego sprawach, to czy aby na pewno nie jest ten fakt niezgodny z art. 45 ust. 1 oraz z art. 77 ust. 2 Konstytucji?


Art. 42 Projektu, w porównaniu z art. 34 obecnie obowiązującej ustawy, niebezpiecznie rozszerza paletę zadań PZŁ. Zbywając milczeniem błędną numerację punktów, nie sposób przejść do porządku dziennego nad następującymi zapisami:

„4) dbanie o dobre imię polskiego łowiectwa”

„5) czuwanie nadzór nad przestrzeganiem przez członków Polskiego Związku Łowieckiego prawa, zasad etyki, obyczajów i tradycji łowieckich”,

„12) inne zadania wynikające z ustaw i statutu PZŁ”.

Projekt nie precyzuje definicji „dobrego imienia polskiego łowiectwa”, ani sposobów dbania o nie. Jeżeli w dodatku określenie „czuwanie” zastąpione zostaje określeniem „nadzór”, to trudno nie zauważyć postępowania restrykcyjnego charakteru Polskiego Związku Łowieckiego wobec jego szarych członków. Niepokoić może również brzmienie pkt 12 – nie powinno być przyzwolenia ustawodawcy na to, aby zadania PZŁ uzupełniane były statutem, gdyż może prowadzić to w niebezpiecznym kierunku.


Kolejnym już oczywistym błędem rozpoczyna się brzmienie projektowanego art. 43, w którym nawiązuje się do art. 41, zamiast do 42. Razi też w oczy brzmienie pkt 13 – „prowadzenie hodowli gatunków zwierzyny”. Chciałoby się powiedzieć, że hodować można zwierzęta, może i zwierzynę, ale nigdy gatunki zwierząt czy zwierzyny. Niezależnie od tego, jeśli w pkt 8 czytamy, że swoje zadania PZŁ realizuje poprzez „kształtowanie i ochronę wizerunku polskiego łowiectwa”, to w powiązaniu z art. 42 pkt 4, znowu powinna ustawodawcy zapalić się lampka ostrzegawcza. Niepokoić powinno także brzmienie pkt 18, ściśle łączącego się z pkt 12 artykułu poprzedniego.


Do interesujących wniosków prowadzi analiza brzmienia art. 47 Projektu, w którym autorzy dokonują swego rodzaju cynicznej, prymitywnej transpozycji. Obecnie obowiązujący art. 35a ust. 2 proponują zastąpić zapisami wynikającymi z ustawy Prawo o stowarzyszeniach, do której odwołuje się ustawodawca w obecnie obowiązującym rozwiązaniu, gdy lakonicznie opisuje nadzór nad działalnością Polskiego Związku Łowieckiego. W taki oto sposób w Projekcie

1)     przedmiot potencjalnych żądań organu nadzorującego zostaje mocno ograniczony,
2)     likwiduje się aktualnie istniejącą możliwość nałożenia na PZŁ kary grzywny,
3)     możliwość uchylania przez sąd powszechny niezgodnych z prawem lub statutem uchwał organów PZŁ ograniczona zostaje do uchwał Krajowego Zjazdu Delegatów PZŁ, Naczelnej Rady Łowieckiej i Zarządu Głównego; poza kontrolą sądu mają pozostać m. in. uchwały 49. zarządów okręgowych, 49. okręgowych rad łowieckich oraz okręgowych zjazdów delegatów, a być może także sądów łowieckich.

Stan taki spowoduje, że nadzór ministra właściwego do spraw środowiska nad działalnością PZŁ, do tej pory postrzegany przez wielu za wyłącznie iluzoryczny, jeszcze bardziej zostanie osłabiony, co naturalną koleją rzeczy wzmocni nieuprawnioną, monopolistyczną pozycję zrzeszenia.


Zapisy rozdziału 9 Projektu, zatytułowanego „Odpowiedzialność dyscyplinarna”, są dość wierną kopią zapisów obecnie obowiązującego rozdziału 6a (wprowadzono je mocą ustawy nowelizującej z dnia 12 grudnia 2013 r.). Z tą jednak różnicą, że z niewiadomych przyczyn postanowiono całość zapisów gruntownie „przetasować”, a przy okazji uzupełnić je zapisami… prawie „żywcem wziętymi” z Regulaminu Sądów Łowieckich i Rzeczników Dyscyplinarnych w Polskim Związku Łowieckim – zarówno z obecnie obowiązującego, jak i z tego poprzedzającego go. Mam tu na myśli projektowane zapisy art. 64, 65 i 66. W ten oto sposób wymogi normatywne autorstwa decydentów PZŁ mają przeobrazić się w ustawowe.


Warto też zauważyć, że art. 51 ust. 1 Projektu dopuszcza sytuację, w której rzecznik dyscyplinarny, zamiast wykształcenia prawniczego lub administracyjnego, może legitymować się tylko gimnazjalnym, a nawet podstawowym, byle by miał co najmniej dziesięcioletni staż w Polskim Związku Łowieckim”. Zaiste kuriozalna to propozycja.



Art. 84 Projektu:

„Polowanie na zające odbywa się wyłącznie jako polowanie zbiorowe, przy udziale co najmniej sześciu myśliwych, przy czym naganianie odbywa się bez użycia psa”,

umiejscowiony został, tak jakby trochę z przypadku, pomiędzy zapisem dotyczącym dopuszczalnych prawem urządzeń optycznych (art. 83), stosowanych do celów łowieckich, a bardzo rozwlekłym zapisem (art. 85), dotyczącym aż kilkudziesięciu mniej czy bardziej zasadnych, a w przynajmniej kilku przypadkach także kompletnie irracjonalnych nakazów i zakazów podczas wykonywania polowania.

„Przez ponad pół wieku, z niewiadomych […] przyczyn, indywidualne polowania na zające były na przestrzeni lat różnymi, kolejnymi aktami prawnymi, a i normatywnymi PZŁ, po prostu wzbraniane. Z jakiego powodu? A któż to dzisiaj wie? Nawet chyba nie warto tego dochodzić, bo cóż to może mieć za znaczenie w sytuacji, kiedy pomysł ten zrodził się w niewiadomo czyjej głowie – bądź co bądź – w odległych, stalinowskich czasach, a następnie wprowadzony w życie, przetrwał aż do połowy pierwszej dekady XXI wieku. Pomysł był co prawda z gruntu irracjonalny, ale przekuty w czyn, oparł się zarówno zawieruchom historycznym, jak i jednocześnie wielu przemianom społeczno – politycznym w Polsce. Być może swoją długowieczność zawdzięcza także Polskiemu Związkowi Łowieckiemu, który na perspektywy jakichkolwiek reform wewnątrzorganizacyjnych okazał się równie, a może bardziej odporny, niż ten zakaz indywidualnych polowań na zające”.
(A. Jesionowicz, Brać Łowiecka 9/2013 r.)

Minister Środowiska, swoim rozporządzeniem z dnia 22 marca 2005 r. w sprawie szczegółowych warunków wykonywania polowania i znakowania tusz, być może dość przypadkowo, ale uwolnił polowania na zające z wyłącznie zbiorowych do także indywidualnych. Sytuacja była jednak niezauważona przez osoby zainteresowane i dopiero na początku roku 2013, zainspirowana działaniami autora niniejszego tekstu, rozpoczęła się publiczna dyskusja na temat prawnej możliwości indywidualnych polowań na zające. Efekt jej był taki, że… rozporządzeniem z dnia 29 lipca 2013 r. minister pospiesznie postarał się naprawić „błąd” swojego poprzednika sprzed ponad ośmiu laty i na powrót wprowadził przedmiotowy zakaz. Prawdopodobnie jednak z naruszeniem zasad poprawnej legislacji, gdyż już dnia 11 marca 2014 r. Prokurator Generalny zaskarżył do Trybunału Konstytucyjnego (PG VIII TKw 66/13) nie tylko tę przedmiotową normę, ale jeszcze kilka innych, zarzucając im niezgodność zarówno z art. 43 ust. 3 ustawy Prawo łowieckie, jak i z art. 92 ust. 1 Konstytucji RP.

Niezależnie od trwających nadal perturbacji z tym związanych, „chciałbym zapytać, czy aby na pewno […] wzięto pod uwagę wszystkie aspekty, dotyczące zakazu indywidualnych polowań na zające? Przecież chociażby w bardzo poważnej, obszernej pracy naukowej – „Przyczyny spadku populacji zająca szaraka w Polsce”, autorstwa m. in. takich autorytetów z dziedziny łowiectwa, jak dr hab. prof. Roman Dziedzic (kierownik zespołu), dr Robert Kamieniarz, dr Barbara Majer– Dziedzic, napisanej w 2000 r. na zamówienie […] Ministerstwa Środowiska, ani słowem nie wspomina się, jakoby indywidualne polowania na zające mogłyby mieć jakikolwiek negatywny wpływ na liczebność populacji zająca. Mało tego – przytoczono  w tej pracy naukowej wyniki dowodu empirycznego, potwierdzającego pogląd prof. Zygmunta Pielowskiego: »Prawdopodobnie użytkowanie łowieckie jest bodźcem powodującym podwyższenie rozrodczości, co zresztą może być potwierdzone wyższym stanem młodych zajęcy na powierzchniach poddanych eksploatacji w stosunku do liczby na terenach gdzie nie pozyskiwano zajęcy«
 (A. Jesionowicz, Brać Łowiecka 9/2013 r.).

Czas zatem może na pogrzebanie tego archaicznego, kompletnie nie przystającego do obecnych czasów zakazu indywidualnych polowań na zające?


Kwestia związana z przystrzeliwaniem broni, opisana w art. 86 Projektu, jest w środowisku myśliwych od wielu już lat postrzegana, z kilku przynajmniej względów, w kategoriach bardzo problematycznych. Wzmacniający ją projektowany obowiązek legitymowania się „ważnym zaświadczeniem o przystrzelaniu broni”, o którym mowa w art. 75 ust. 2 pkt 4, a pośrednio także w przepisie karnym art. 123 pkt 6, może skutkować bardzo poważnymi konsekwencjami, których projektodawcy zdają się nie dostrzegać lub przynajmniej bagatelizują je, że wymienię tylko powstający jednocześnie problem opłat za wydawanie przedmiotowych zaświadczeń. Tak więc kolejny już raz mamy w Projekcie próbę przeniesienia do kategorii ustawowej materii, która przez lata funkcjonowała w Polskim Związku Łowieckim oficjalnie jedynie jako pomocnicza (patrz: „Komunikat Zarządu Głównego PZŁ z dnia 5 kwietnia 2001 r. w sprawie zasad i warunków przystrzeliwania broni do celów łowieckich”), w zamyśle ułatwiająca łowieckie życie myśliwym, ale w części przypadków niestety także jako bezprawne narzędzie dyscyplinowania członków kół łowieckich. No to teraz może stać się narzędziem prawnym, tylko nie do końca wiadomo, komu i na jakich zasadach służącym.


Za interesujące, a więc warte dalszej dyskusji, można przyjąć rozwiązania, proponowane w rozdziale 12 Projektu, zatytułowanym „Szkody łowieckie”. Malutka przy tym uwaga – nie zauważam w art. 117 Projektu, będącym odpowiednikiem art. 48 obecnie obowiązującej ustawy, minimalnej wartości szkody, która aktualnie określona jest w pkt 4 na poziomie „wartości 100 kg żyta w przeliczeniu na 1 ha uprawy”. Nie zauważam także tejże minimalnej wartości szkody w art. 2 pkt 27 Projektu, gdzie podana jest definicja szkody łowieckiej. Czyżbym coś przeoczył?


Jak czytamy w uzasadnieniu do Projektu:

Trybunał podkreślił, że do wykonania wskazań zawartych w Wyroku Trybunału konstytucyjnego niezbędna jest ingerencja ustawodawcy polegająca na zmianie ustawy Prawo łowieckie”.

Cóż, każdy może wysłuchać z odtworzenia raz jeszcze ogłoszenie wyroku przez Trybunał Konstytucyjny dnia 10 lipca 2014 r. W przedstawionym tuż potem uzasadnieniu do tego wyroku wyraźnie słychać:

„Powinno to skłonić ustawodawcę do poszukiwania rozwiązań o charakterze systemowym – a nie do kolejnej, punktowej nowelizacji – takiego rozwiązania, które pozwoli na dostosowanie całego modelu gospodarki łowieckiej i funkcjonowania podmiotów wykonujących tę gospodarkę do aktualnie obowiązujących norm konstytucyjnych i zdecydowanie wyższego, niż w momencie uchwalania tej ustawy, standardu ochrony prawa własności”.

Prokurator Wojciech Sadrakuła, reprezentujący wówczas przed Trybunałem Prokuratora Generalnego, tuż po ogłoszeniu wyroku, stwierdził wprost:

”… cała ustawa Prawo łowieckie winna zostać przeanalizowana przez ustawodawcę i zastąpiona nowym aktem prawnym, lepiej dostosowanym do naszej rzeczywistości konstytucyjnej”.





Reasumując – poselski projekt ustawy Prawo łowieckie, wniesiony do Sejmu dnia 22 grudnia 2015 r., stanowi głównie kompilację zapisów aktualnie obowiązującej ustawy z dnia 13 października 1995 r. – Prawo łowieckie, poselskiego projektu ustawy (VII kadencja, druk 3192 i 2970) o zmianie ustawy – Prawo łowieckie według stanu na dzień 5 sierpnia 2015 r., rozporządzenia Ministra Środowiska z dnia 22 marca 2005 r. w sprawie szczegółowych warunków wykonywania polowania i znakowania tusz, statutu Polskiego Związku Łowieckiego, Regulaminu Sądów Łowieckich i Rzeczników Dyscyplinarnych w Polskim Związku Łowieckim, Komunikatu Zarządu Głównego Polskiego Związku Łowieckiego z dnia 5 kwietnia 2001 r. w sprawie zasad i warunków przystrzeliwania broni do celów łowieckich, a także ustawy z dnia 7 kwietnia 1989 r. Prawo o stowarzyszeniach. Łączenie fragmentów tekstów z różnych źródeł w jeden, z całą pewnością następowało najczęściej na zasadzie bezkrytycznego stosowania niedopuszczalnej w takich przypadkach, a i kompromitującej autorów Projektu, metody „kopiuj-wklej”. Tylko najistotniejsze z ich punktu widzenia problemy, a dokładnie rzecz biorąc – z punktu widzenia interesu nieoficjalnych lobbystów Projektu, doczekały się gruntownej analizy i zapisów sformułowanych na nowo, z największą starannością. W ten oto sposób powstał Projekt niby całkowicie nowej ustawy Prawo łowieckie, autorstwa grupy posłów VIII kadencji, mający urzeczywistniać wyborcze hasło wiodącej partii – „zmiana na lepsze”. De facto jednak mamy tu do czynienia z Projektem, który w zasadzie wprowadza zaledwie kosmetyczne zmiany do – co tu dużo ukrywać – od ponad sześćdziesięciu już lat permanentnie ułomnego modelu łowiectwa polskiego, ale jednocześnie wzmacnia betonowe już granice coraz bardziej niezależnego od struktur rządowych swoistego państwa w państwie, jakim niewątpliwie jest monopolistyczne zrzeszenie Polski Związek Łowiecki na tle Rzeczpospolitej Polskiej.



Nie idźmy tą drogą.





Suplement

Jeden z przedstawicieli świata naukowego, zajmujący się łowiectwem i ochroną przyrody, z którym czasem wymieniam poglądy, zagadnięty przeze mnie ostatnio na temat poselskiego projektu ustawy Prawo łowieckie, napisał do mnie tak:

Zaciekawił mnie rozdział 3, czyli ten o zwierzętach łownych i jestem przerażony. Jest to kompletny bełkot, zarówno w sferze pomysłu  i konstrukcji zapisów w tym rozdziale, jak i treści, które zawiera. Nie wiem, czy śmiać się, czy płakać, pewnie raczej płakać. 
Cały ten rozdział nie nadaje się w ogóle do akceptacji jako akt prawny rangi ustawy, tak więc tylko zwrócę Ci uwagę na nieprawidłowości biologiczne:

1.  Naukowa nazwa łacińska norki amerykańskiej  to już od dawna Neovison vison, a nie Mustela vison.

2. Co oznacza zapis: bażant (Phasianus ssp.)?
Zapis ssp. w taksonomii oznacza podgatunek. Czy chodziło tu o jakiś konkretny podgatunek bażanta Phasianus colchicus? Jeśli tak, to należało po skrócie ssp. podać nazwę tego podgatunku. Czy może chodziło o każdy podgatunek P. colchicus?  A może miał to być raczej zapis spp., a nie ssp.? Zapis spp. oznacza większą niż 1 liczbę gatunków w obrębie tego samego rodzaju.  Ale w praktyce taki zapis oznaczałby wtedy, że gatunkiem łownym jest każdy gatunek z rodzaju Phasianus, co w praktyce dopuszczałoby hodowlę i zasiedlanie każdym gatunkiem z tego rodzaju, np. bażantem zielonym P. versicolor.

3.   Nie ma ssaka o naukowej nazwie dziki królik. Jest za to królik dziki lub królik europejski.

4.   Dlaczego gatunki obce  to tylko nierodzime dla naszej fauny łowne gatunki drapieżne? Nie dość, że tylko drapieżniki, to jeszcze tylko łowne?
A co z jeleniem sika czy muflonem? Co z ptakami typu bernikla czy gęsiówka egipska, sterniczka jamajska? Co z szakalem złocistym, który już u nas jest?

5. Gdzie przy tak idiotycznym podziale na zwierzynę grubą i drobną wsadzić wilka, jeżeli kiedyś byłby on znów wprowadzony na listę gatunków łownych? Jako zwierzynę drobną?

6.  Pomysł, aby do jednego akapitu wrzucić ptaki i wszelkie ssaki razem, według kolejności alfabetycznej, jest bezsensowny. W ogóle bezsensownym jest wpisywanie do ustawy gatunków. Tak naprawdę, każde wycofanie gatunku będzie oznaczało konieczność zmiany ustawy. Bo nie przewidzieli wycofania, tylko jest zapis o ewentualnym uznaniu innych gatunków za łowne.
Powinien być w ustawie tylko podział, sensowny oczywiście, na zwierzynę taką i owaką, z zapisem, że konkretne listy gatunków będzie wyznaczał Minister Środowiska”.

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Przeczytane w propagandowej tubie PZŁ



Ze wstępniaka (http://www.lowiecpolski.pl/) do ostatniego numeru propagandowej tuby PZŁ:

Ze smutkiem trzeba [...] zauważyć, że w naszym gronie funkcjonuje nieliczna grupa myśliwych, która postanowiła całą swoją energię skoncentrować na rozwaleniu obecnego modelu.
[…] w trosce o kolegów po strzelbie, wzywa na koniec swojej wypowiedzi do wypracowania rozwiązania, dzięki któremu będą mogli polować niezamożni myśliwi.
Szanowny Panie mecenasie – nie ma takiej możliwości! Albo jest tak jak teraz, gdzie właścicielem zwierzyny jest państwo, albo właściciel gruntu dyktuje cenę za polowanie. Nie ma żadnego innego rozwiązania pomiędzy tymi dwoma systemami. Nie można zjeść ciastka i mieć ciastko, więc proszę nie mydlić oczu »polskim szarakom«.
[…] Komercyjny system sprawdza się w krajach, gdzie ziemiański model łowiectwa jest możliwy i wynika z historycznych uwarunkowań.
W naszym kraju każda zmiana społecznego modelu łowiectwa i odebranie skarbowi państwa własności zwierzyny spowoduje, że nowi właściciele zjedzą wszystko, co wejdzie na ich pole. Do ostatniego zająca”.

Aby było jasne, kto jest autorem powyżej zacytowanych sformułowań, przypominam, co następuje…

Pan Paweł Gdula, redaktor naczelny propagandowej tuby PZŁ, to syn Andrzeja Gduli, od wielu lat prezesa Naczelnej Rady Łowieckiej. Ten, do spółki z wszechmogącym dr Lechem Blochem, od osiemnastu już lat przewodniczącym Zarządu Głównego PZŁ, zasiada na samym wierzchołku monopolistycznego zrzeszenia o nazwie Polski Związek Łowiecki. Trudno zatem się dziwić takim a nie innym treściom głoszonym przez Gdulę juniora. Przecież gdyby zbiegiem pewnych okoliczności obecny model łowiectwa w Polsce zastąpiony został nagle innym, cała trójka, jeśli nie poszłaby z torbami, z całą pewnością odcięta zostałaby od wartkiego strumienia bynajmniej nie górskiego potoku. Tak więc dopóki im sił i możliwości wystarczy, wychwalać będą wniebogłosy model, a de facto ustawę Prawo łowieckie. Fundamentalnych dla ich bytu jej zapisów strzec będą do ostatniej kropli potu, a może i krwi.

A teraz kilka zdań już w ścisłym związku z tym, co napisał młody Gdula…

Problem, który autor świadomie pomija, nie leży moim zdaniem w rzeczywistym czy w urojonym braku innego rozwiązania pomiędzy […] dwoma systemami”, ale przede wszystkim w wynaturzonym charakterze polskiego modelu łowiectwa, którego lista wad, wynikających z zapisów ustawy, zdaje się nie mieć końca. Wymienię zaledwie dziesięć, które być może nie tylko moim zdaniem należą do najbardziej istotnych:

  1. monopol PZŁ na dopuszczanie do wykonywania polowania,
  2. monopol PZŁ na szkolenie adeptów sztuki łowieckiej,
  3. przy monopolistycznym charakterze PZŁ, brak realnego nadzoru państwa nad jego działalnością,
  4. przy monopolistycznym charakterze PZŁ, brak wpływu państwa na zapisy jego statutu,
  5. przy monopolistycznym charakterze PZŁ i finansowaniu jego działalności w oparciu przede wszystkim o składki członkowskie jego szarych członków, brak transparentności działań jego organów,
  6. przy monopolistycznym charakterze PZŁ, brak ustawowego ustalenia maksymalnej wysokości składki członkowskiej do niego,
  7. rozwinięte do granic absurdu dyscyplinarne sądownictwo łowieckie, nie mające swoich odpowiedników w żadnym z cywilizowanych krajów Europy,
  8. wspierający je tzw. zamordyzm za wchodzenie w kolizję z narzucanymi, co rusz zmienianymi zasadami selekcji osobniczej samców zwierzyny płowej i muflonów,
  9. niski standard ochrony praw własności właścicieli nieruchomości, wchodzących w skład obwodów łowieckich,
  10. brak partycypacji właściciela zwierzyny w wynagradzaniu szkód w uprawach i płodach rolnych, czynionych przez dziki, jelenie, daniele i sarny.
Polski model łowiectwa jest wspaniały z wiadomych względów :-), ale przede wszystkim dla następujących osób i grup mniej czy bardziej formalnie z nimi związanych:

dla

  1. Lecha Blocha,
  2. Andrzeja Gduli,
  3. Zygmunta Jabłońskiego,
  4. Pawła Gduli,
  5. 49. łowczych okręgowych,
      ale także dla

  1. pozostałej części grupy prominentnych działaczy PZŁ,
  2. kilku posłów VII kadencji,
  3. klakierów osób wskazanych w punktach 1 – 7,
  4. aktualnych, wieloletnich prezesów i łowczych kół łowieckich,
  5. myśliwych zza granicy polujących w Polsce, w tym… nie posiadających jakichkolwiek uprawnień do wykonywania polowania.
Pozostałym ludkom, co tu dużo ukrywać – tworzącym już tylko wyłącznie finansową masę składkową, wmawia się nieskończoną ilość idiotyzmów w postaci rzekomych zalet „najlepszego modelu łowiectwa na świecie”, którego to modelu zazdrości nam podobno cały współczesny świat :-). 
Nic, tylko boki zrywać. Ze śmiechu :-), bo skoro jest u nas tak dobrze, jak opisuje to pan Gdula junior:

„Na szczęście większość myśliwych rozumie i docenia atuty obecnego modelu i nie zamierza go zmieniać. Polowanie traktują jako odskocznię od zwariowanego świata, w którym przyszło nam żyć, i z niecierpliwością wypatrują swoich łowieckich przygód, które czekają ich w nadchodzącym roku”,


to dlaczego nie licząc dwóch krajów, Polska jest na szarym końcu listy, ukazującej liczby myśliwych na tle 1000. obywateli poszczególnych krajów Europy?

Skoro jest tak dobrze, to… dlaczego jest tak źle?