Ale to drobiazg :-), są kwestie znacznie
poważniejsze do omówienia. I tak…
Pisze pan Piotr Gawlicki:
„Wysokość
składki zależeć miała od wysokości szkód na obwodach dzierżawionych przez koło
w poprzednim roku, prawdopodobnie kalendarzowym, ale nie do końca jest
wiadomym, czy mowa tu o roku kalendarzowym, czy łowieckim. Można domniemywać,
że chodzi o rok łowiecki, bo kolejny zapis ustawy stanowi, że składka
zwiększona zostanie, zgodnie z art. 50b ust.5 ..."proporcjonalnie do
wyrażonego w procentach stopnia nie zrealizowania w roku poprzedzającym rok
ustalenia wysokości składki, rocznego planu łowieckiego.", ale czy składka
np. na rok 2017 zależeć będzie od stopnia nie wykonania planu w roku łowieckim
2015/16 (zakończony), czy też 2016/17 (jeszcze trwający)?”.
Przede wszystkim nie mam
pewności czy autor poprawnie interpretuje art. 50b ust. 5 („od wysokości
szkód na obwodach dzierżawionych przez koło”). Byłbym
bardziej skłonny podzielić pogląd zaprezentowany w jednej z dyskusji na
Łowieckim przez lelka_nowego ( http://forum.lowiecki.pl/read.php?f=15&i=121893&t=121891&v=t
), który kilka dni temu, poprzez pryzmat ust. 11
projektu, tak opisał swoje rozumienie przywołanego zapisu:
|
|
„Jeżeli
wysokość składki ma być ustalana przez wojewodę corocznie w zależności od
wysokości szkód, o których mowa w art. 46 ust. 1, wyrządzonych w obwodzie
łowieckim danej kategorii w roku poprzednim, to ustawodawca w art. 50b ust.11 chce
dać wszystkim wojewodom jeden wspólny algorytm, którym mają się posługiwać.
Będzie to ilość żyta/ha (nie większa niż 0,1 q/ha obwodu), wyliczana ze wzoru,
który nie będzie wzorem dla konkretnego obwodu, tylko wzorem dla konkretnej
kategorii obwodów i w którym wystąpi kwota odszkodowań dla wszystkich obwodów
danej kategorii w województwie w roku poprzednim oraz jakieś stałe
współczynniki, które zabezpieczą wpływy do funduszu wyższe niż suma szkód w
roku poprzednim, m.in. po to, żeby zatrudnić rzeczoznawców, którzy szkody będą
wyceniać”.
Pan Piotr Gawlicki
niepotrzebnie też zdaje się zamącać kwestię interpretacji – o jaki rok chodzi w
kontekście określenia użytego w ust. 5: „w roku poprzedzającym rok”,
gdyż chociaż nieudolnie, ale autorzy projektu moim zdaniem w sumie dość wyraźnie
dają do zrozumienia, że chodzi o rok gospodarczy poprzedzający rok kalendarzowy,
„na który jest ustalana wysokość składki”. Przykładowo – składka za dany obwód,
wnoszona na rok kalendarzowy 2017, ma być w pewnym stopniu uzależniona od wysokości
szkód, jakie wystąpiły w danym województwie w obwodach tej samej kategorii w
roku gospodarczym 2015/2016. Odnoszę przy tym nieodparte wrażenie, że ust. 5
stanowi jednak swego rodzaju – przepraszam za kolokwializm – „pic na wodę
fotomontaż”, gdyż i tak znaczenie decydujące przy ustalaniu „ceny za 1
ha obwodu danej kategorii” będzie miała łączna wartość wszystkich
odszkodowań w skali całego województwa (w przykładzie – w roku gospodarczym
2015/2016), oczywiście w dodatku razem z kosztami szacowania szkód i obsługi
wypłaty odszkodowań.
Pisze pan Piotr Gawlicki:
„Ustawa
określała górna granicę tej składki, która wynosić miała wartość 0,1 q żyta od
hektara obwodu, tj. w 2016 r. 5,38 zł/ha. Koło z powierzchnią obwodów np. 10000
ha mogłoby mieć do zapłacenia 53 800 zł rocznie. A co gdyby nawet tak wysokie
wpłaty do Funduszu nie starczały? Wystarczyłoby, żeby w przyszłości rząd
zaproponował zmianę 0,1q/ha na 0,2 q/ha i obciążenie tego hipotetycznego koła
wzrastałoby do 107600 zł, nie licząc już możliwego wzrostu ceny żyta na rynkach
rolnych w Polsce”.
Prezentuję pogląd, że gdyby
projekt traktować w kategoriach poważnych, tzn. gdyby żadna grupa dzierżawców
czy zarządców obwodów nie miałaby być uprzywilejowana, to zastosowany w
projekcie maksymalny wskaźnik przeliczeniowy (0,1 q żyta za jeden hektar) należy
uznać... za o wiele za niski!!! Problem polega na tym, że obecnie wiele kół
płaci odszkodowania na poziomie 10 zł/ha, a niejednokrotnie znacznie, znacznie
wyższym. I opłaca się im to, gdyż rekompensują to sobie ponad przeciętnymi wpływami
za tusze z pozyskiwanej zwierzyny. Po wejściu w życie przepisów procedowanego
projektu, sytuacja takich kół będzie (przez pewien krótki okres czasu, do czasu…
pierwszych bankructw) już wręcz komfortowa, gdyż ustawodawca, nawet dodając do
tych 10 zł (czy 11, 12, 15…) wspomniane
już koszty szacowania szkód i obsługi
wypłaty odszkodowań, przewidział dla takich kół maksymalny wskaźnik
przeliczeniowy w wysokości… zaledwie (na dzisiaj) 5,38 zł/ha :-). Ktoś jednak
za taką „hojność” ekipy rządzącej w stosunku do niektórych musi zapłacić. Kto? Oczywiście
członkowie pozostałych kół!
Wykonałem sobie małą,
skromną symulację, przy założeniu powierzchni wszystkich obwodów w województwie
na poziomie 1,6 mln ha i przy wysokości szkód na kwotę 3,8 mln zł. Koszty
szacowania i obsługi będą wynosiły tu 1/16 x 55 mln zł, czyli 3,44 mln zł.
Razem z małym marginesem błędu (z wentylem bezpieczeństwa dla budżetu państwa
:-) daje to około 7,5 mln zł niezbędnych dla „prawidłowego” funkcjonowania
Funduszu na obszarze tego przykładowego województwa. I teraz rzecz
najważniejsza – aby zapewnić dopływ takiej gotówki, najniższa wysokość
wskaźnika przeliczeniowego nie może wynosić w takim przypadku mniej niż 4 zł 25
gr. Co to będzie oznaczało przykładowo dla koła z dzierżawionymi 10.000 ha
obwodów; dla koła, którego roczny plan łowiecki opiewa na 10 dzików i 15 saren,
przy średnich corocznych odszkodowaniach na kwotę… 200 zł lub zero, nie muszę
chyba nikogo uświadamiać.
Szczególnie zainteresował mnie
pan Piotr Gawlicki końcową częścią tekstu, w której najpierw jakby straszył
prywatyzacją, a nawet… rozwiązaniami spotykanymi w innych krajach Unii
Europejskiej (brrr):
„… w końcu pod
rosnącą presją rolników, trzeba będzie sprywatyzować obwody, a przez to całe
polskie łowiectwo”.
„… w końcu
druga ustawa PiS, o której piszę wyżej rozpoczęłaby proces końca obecnego
modelu łowiectwa w Polsce i prowadziłaby do jego prywatyzacji. Czy w taki
sposób, czy w inny, skończyłby się po prawie 65 latach model łowiectwa
autorstwa Bolesława Bieruta, bo w sposób nieuchronny zbliża się, czy tego
chcemy czy też nie, model oparty o prawo prywatnych właścicieli nieruchomości
rolnych do polowania na ich gruncie, na wzór innych krajów europejskich”,
a zaraz potem przedstawił
własną, dość oryginalną receptę na sukces:
„Czy można takiego scenariusza uniknąć. Moim zdaniem tak, ale tylko wtedy, kiedy
rolnicy i myśliwi będą po jednej stronie problemu szkód, najlepiej z
wyłączeniem się od nich państwa i PZŁ. Dopóty nie powstanie system, w którym
myśliwi i rolnicy będą razem, dopóty będą zagrożenia dla łowiectwa ze strony
państwa, posłów, lasów, zielonych, mediów, firm ubezpieczeniowych i samego PZŁ,
który tylko kombinuje, żeby kosztem kół ściągnąć dodatkową kasę dla tej garstki
uprzywilejowanych zgromadzonych wokół ZO i ZG. Takim rozwiązaniem byłyby na
przykład obligatoryjnie powstające związki gminne, powstałe na obszarze gminy
lub obwodu łowieckiego, które same dla siebie organizowałyby szacowanie i wypłaty
szkód, na które zrzucaliby się i rolnicy i myśliwi. Każda propozycja
rozwiązań, w której rolnicy będą po jednej, a myśliwi po drugiej stronie
systemu szacowania szkód jest dla nas niekorzystna, bo nie mamy żadnych atutów
wobec polityków i mediów, które nigdy nie staną po naszej stronie”,
która kompletnie nie tylko
nie dociera do mojej wyobraźni, ale nawet sprawia dla mnie wrażenie wręcz
księżycowej. Dlatego nie poświęcę jej więcej tu miejsca. W zamian pozwolę sobie
zauważyć coś innego.
Przede wszystkim nie
rozumiem istoty szerzenia psychozy strachu przed prywatyzacją, a w dodatku tylko
hasłowo, bez przedstawienia chociażby zarysu głównych jej elementów. I to pan
Piotr Gawlicki za takie narzędzie oddziaływania na postrzeganie problemu przez
myśliwych sięga. W głowie mi się nie mieści. Dlaczego?
Po pierwsze – ta krwiożercza
prywatyzacja wcale nie musiałaby być aż taka zła, jak ją autor tekstu rysuje; w
ogóle nie musiałaby być złym rozwiązaniem dla myśliwych i rolników, a po drugie
– w sytuacji państwowych w zdecydowanej większości lasów w Polsce, jeżeli
zaistniałaby, to w wymiarze wyłącznie części obwodów. Przy oczywiście
państwowym charakterze zarządzania łowiectwem w ogóle, więc o jakiej tu
prywatyzacji mówimy? A już przestrzeganie przed „prywatyzacją całego polskiego
łowiectwa” uważam wręcz za wielce niepoważne i nieodpowiedzialne.
A jak ja (i nie tylko ja) w
skrócie widziałbym przyszłość polskiego łowiectwa, a w szczególności problem
szkód łowieckich i odszkodowań za nie? Polecam lekturę wymiany poglądów w
„Co dzisiaj państwo powinno uczynić..."
PS
„Choć po
prawdzie, to mamy jeden atut, polegający na zamknięciu broni w szafie na pół
roku, tyle że nie potrafimy tego atutu użyć”.
Z akurat taką propozycją (protestu?)
w razie czego :-) zgadzam się w całej rozciągłości i służę swoją skromną osobą.
Sugerowany okres półroczny proponuję wydłużyć w zamiarze do minimum roku.
Jestem przekonany, że najdalej już po dziewięciu miesiącach znalazłoby się
rozwiązanie kompromisowe.