Jest nią – według Statutu Polskiego Związku
Łowieckiego – Krajowy Zjazd Delegatów, ale czy w rzeczywistości „najwyższą
władzą Zrzeszenia” jest, mam wielkie wątpliwości.
Pozwolę sobie przypomnieć przy tej okazji, że wspomniany
statut nie jest ani nadany, ani zatwierdzony przez jakikolwiek organ państwowy.
Nie jest nawet zalegalizowany przez sąd rejestrowy. Jest jednak statutem
organizacji utworzonej przez państwo, które to państwo powierzyło tejże
organizacji do wykonywania określone zadania, m. in. z zakresu ochrony
środowiska. Tak więc PZŁ od prawie już dwudziestu lat, a dokładnie od 1995 r.,
kiedy Sejm uchwalił ustawę Prawo łowieckie, kształtuje sobie zapisy tegoż
statutu w sposób prawie niczym nie skrępowany i przed nikim też nie musi się z
tego tłumaczyć. Wcześniej statut był nadawany przez Ministra Leśnictwa i
Przemysłu Drzewnego w porozumieniu z Ministrem Rolnictwa i sytuacja taka –
wydaje się – była o wiele bardziej normalna, przystająca do standardów państwa
prawa.
Teoretycznie rzecz biorąc, krajowy organ zarządzający,
jakim jest Zarząd Główny PZŁ, nadzorowany jest przez inny, również krajowy
organ – Naczelną Radę Łowiecką, która nawet powołuje i odwołuje jego
przewodniczącego – Łowczego Krajowego. Ta Rada z kolei „odpowiada za swoje
czyny” przed Krajowym Zjazdem Delegatów. Tak więc całość nawet się pięknie
zazębia, ale tylko z pozoru, bowiem z zapisów statutu można – po uważnej
analizie – wysnuć wnioski zgoła odmienne. Otóż …
Krajowy Zjazd Delegatów może w zasadzie obradować
tylko wówczas, kiedy tego zechce Naczelna Rada Łowiecka, a ta z reguły nie
zwołuje go częściej, niż raz na obligatoryjny okres pięciu lat. Mamy wówczas
tzw. zwyczajny KZD. W ostatnich latach jakikolwiek nadzwyczajny KZD nie zebrał
się ani razu, bo możni tego Zrzeszenia nie oczekiwali
tego, a niezbędne do nadzwyczajnego zwołania statutowe „1) co
najmniej 1/3 ogólnej liczby okręgowych rad łowieckich, czy 2) co najmniej 2/5
delegatów na Krajowy Zjazd Delegatów”, to w praktycznym wymiarze, w obliczu
pozostałych, zwłaszcza niektórych zapisów Statutu PZŁ, wyłącznie „literacka
fikcja”. A jeżeli już delegaci KZD dostąpią czasem tego zaszczytu, że pozwoli im
się zebrać raz na pół dekady, to prawdę powiedziawszy za wiele nie mają do
powiedzenia, bo i czasu mało, i kompetencje nie te. Przykładowo ich wpływ na
skład Naczelnej Rady Łowieckiej jest prawie żaden, gdyż za taki należy uznać
możliwość wyboru zaledwie dziesięciu członków na pięćdziesięciu dziewięciu
tworzących ją. Tych robiących różnicę – czterdziestu dziewięciu, wybierają
trochę wcześniej okręgowe zjazdy delegatów, do których scenariusze obrad piszą
zazwyczaj łowczowie okręgowi, rozliczani ze swej „pracy” tuż przed obradami
Krajowego Zjazdu Delegatów przez … „ustępującego” Łowczego Krajowego. Tylko w
nagrodę za dopilnowanie „odpowiedniego” składu Naczelnej Rady Łowieckiej, a
także Krajowego Zjazdu Delegatów, mogą liczyć na następne pięciolecie
lukratywnej posadki na stanowisku przewodniczącego zarządu okręgowego. Czynią
więc wszystko, co w ich mocy, aby nie zawieść.
Porównując kompetencje Krajowego Zjazdu Delegatów, na
podstawie statutów uchwalanych w ciągu ostatniego dwudziestolecia, z
kompetencjami KZD, opisanymi w pierwszym statucie Zrzeszenia Polski Związek
Łowiecki z 1953 r., łatwo można dostrzec różnice na korzyść … tego
wcześniejszego. Otóż Krajowy Zjazd Delegatów z pierwszego okresu czasów
słusznie minionych zbierał się obligatoryjnie pięć razy częściej (raz na rok).
Wybierał w całości nie tylko Naczelną Radę Łowiecką, ale także Główną Komisję
Rewizyjną, Główny Sąd (oczywiście Łowiecki), a także Kolegium Odznaczeń
Łowieckich. Ba, „mógł rozpatrywać i podejmować uchwały we wszystkich sprawach
należących do zadań Zrzeszenia”. To w takim razie co tak naprawdę może, jakie
istotne kompetencje ma ten współczesny KZD, z początku XXI wieku? Chyba tylko
jedną – może uchwalać statut i jego zmiany, ale do tego potrzebna jest mu ….
wola członków Naczelnej Rady Łowieckiej, a dokładnie rzecz ujmując – jej
prezesa. A jeszcze dokładniej, stojącego w hierarchii stanowisk znacznie wyżej – Łowczego Krajowego, któremu ustawa z dnia 13
października 1995 r. Prawo łowieckie
zapewnia władzę w Zrzeszeniu prawie wręcz absolutną. Tak więc nie
Krajowy Zjazd Delegatów, obradujący przez kilka zaledwie godzin raz na pięć lat
stanowi rzeczywiście najwyższą władzę Zrzeszenia. Wymownym tego dowodem jest
aktualny stan zapisów Statutu PZŁ, które po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z
dnia 6 listopada 2012 r., a zwłaszcza już po wejściu w życie ustawy z dnia 12
grudnia 2013 r. o zmianie ustawy – Prawo łowieckie, w znacznej części odbiegają
od zgodności z tą ustawą. Delegaci KZD stanowią zbyt słabo zorganizowaną siłę,
aby temu zaradzić. Z kolei Minister Środowiska, mimo pewnych zapisów w ustawie,
nie posiada żadnego realnego nadzoru nad Polskim Związkiem Łowieckim – może
tylko przyglądać się i biernie czekać na rozwój wydarzeń. Wiodącym siłom w PZŁ,
z wielu względów, nie na rękę jest uwolnienie prac nad zmianami zapisów Statutu
PZŁ, bo proces taki zawsze może wymknąć się spod kontroli, a to nie wróżyłoby
dla nich zbyt optymistycznie. Tak więc nic nie wskazuje na to, aby konieczne, a
i oczekiwane przez postępową część członków Zrzeszenia zmiany mogły nastąpić
wcześniej, niż dopiero późną jesienią 2015 r., na kiedy zwołany zostanie zwyczajny
XXIII Krajowy Zjazd Delegatów PZŁ.
Odpowiedź na pytanie – komu służy tak naprawdę KZD,
który z jednej strony rzecz biorąc, określany jest statutowo „najwyższą władzą
Zrzeszenia”, a z drugiej – władzy prawie żadnej nie stanowi, pozostawiam
Czytelnikom Magazynu Sezon.
Tekst: Artur Jesionowicz
Za Magazynem Sezon (październik 2014)