Ustawa o broni i amunicji:
„Art. 27. 1. Właściwe organy Policji, a w stosunku do żołnierzy zawodowych – właściwe organy wojskowe, są uprawnione do kontroli wykonywania obowiązków wynikających z przepisów ustawy przez osoby oraz podmioty, o których mowa w art. 29 ust. 1”.
Prezentuję pogląd, że zapis ten jest w swojej istocie tak tajemniczy jak wiele zapisów... Pisma Świętego. Skrywa bowiem tyle wieloznaczności, że głowa mała. Niemniej ustawa o broni i amunicji to nie Stary czy Nowy Testament, więc powinna być napisana językiem zrozumiałym, w sposób jednoznaczny dla wszystkich odbiorców. I tak...
Jeżeli w normie art. 27 ust. 1 mieścić się ma upoważnienie dla Policji do kontroli warunków przechowywania broni i amunicji także przez osoby posiadające je na podstawie pozwolenia, o którym mowa w art. 10 ust. 4 ustawy, w dodatku w ich mieszkaniach prywatnych, to powinno to być jasno wyartykułowane. Podobnie jak w przypadku „podmiotów, o których mowa w art. 29 ust. 1”. A tak wyszedł „ni pies, ni wydra”. A wygląda nawet tak, jakby ustawodawcy chodziło o osoby i podmioty z jednego, „świadectwo–broniowego” koszyka („o których mowa w art. 29 ust. 1”). Wszakże przedsiębiorcą, o którym również mowa jest w tym zapisie, może być także osoba fizyczna (Kodeks cywilny, art. 431).
Pamiętać przy tym należy, że „życie prywatne, rodzinne”, w szczególności „mieszkanie”, w którym to życie najczęściej spokojnie płynie, podlegają ochronie konstytucyjnej (Konstytucja RP, art. 47 i 50). Jeżeli więc w kontekście uzyskania pozwolenia na broń obywatel miałby się liczyć z nieuchronną perspektywą konieczności rezygnacji choćby z części tej ochrony, to rzecz powinna być dokładnie określona w ustawie, a nie jak to mamy w art. 27 ust. 1, czyli byle jak, a właściwie... wcale. Każdy przypadek z założenia zgodnej z prawem możliwości naruszenia przestrzeni mieszkania prywatnego, musi znaleźć wyraźne odzwierciedlenie w ustawie, bo inaczej rzecz będzie przypominała białoruskie standardy, a nie polskie.
Warto też zauważyć taką rzecz:
W art. 32 ust. 1 nakłada się na legalnych posiadaczy broni i amunicji, nie podlegający żadnych wątpliwości obowiązek przechowywania broni „w sposób uniemożliwiający dostęp do nich osób nieuprawnionych”. Szczegółowe zasady i warunki takiego przechowywania określa minister na podstawie ustawowej delegacji. Ustawodawca przewiduje nawet karę aresztu albo grzywny, za przechowywanie broni w sposób umożliwiający dostęp do nich osób nieuprawnionych (art. 51 ust. 2 pkt 7). Jednakże w żadnym miejscu (przykładowo w art. 18) nie wspomina on o przypadku cofnięcia pozwolenia na broń – obligatoryjnie czy chociażby w ramach tylko możliwości – jeżeli delikwent nie wyraża zgody na wizytę w jego mieszkaniu funkcjonariusza Policji, o ile ten miałby kontrolować to, do czego w istocie rzeczy uprawniony nie jest.
No i ostatnia już kwestia...
W niezwykle mglistym uprawnieniu do „kontroli wykonywania obowiązków wynikających z przepisów ustawy”, z jakim spotykamy się w art. 27 ust. 1, ustawodawca wyraźnie wskazuje do tej kontroli „właściwe organy Policji”, przy czym w art. 9 ust. 5 jednoznacznie przedstawia niejako definicję tegoż „właściwego organu Policji”. Do wydawania pozwoleń na broń palną uprawniony jest „właściwy ze względu na miejsce stałego pobytu zainteresowanej osoby lub siedzibę zainteresowanego podmiotu komendant wojewódzki Policji”. Tak więc do przeprowadzania kontroli, o której mowa w art. 27 ust. 1, także, a nie z lekka wystraszony komendant powiatowy Policji, który – natchniony jakimś tam pisemkiem z KWP – wysyła na taką kontrolę z reguły zielonego jak tabaka dzielnicowego. Zdaniem nie tylko NIK, „kontrole takie mają prawo wykonywać wyłącznie funkcjonariusze KWP/KSP”.
Jeżeli prawo jest dalekie od doskonałości, należy je zgodnie z zasadami poprawnej legislacji nowelizować, ale nie łamać. Jeżeli prawo to naruszane jest przez Policję, w dodatku w stosunku do obywatela, to boli to podwójnie. Budzi uzasadnione wrażenie, że jest się obywatelem państwa policyjnego.
* * * * *
Odwiedził mnie, wcale nie tak dawno, przesympatyczny dzielnicowy, który wcześniej telefonicznie, na moje zapytanie, jako podstawę prawną przeprowadzenia kontroli przechowywania broni w moim mieszkaniu prywatnym, podał mi art. 51 ust. 2 pkt 7. Gdy już dał sobie wytłumaczyć, że przepis karny z ustawy o broni i amunicji nie może pełnić takiej roli, przygotował dla mnie extra niespodziankę. Gdy po kilku dniach zjawił się już w tym moim mieszkaniu, z nieskrywaną satysfakcją stwierdził, że tą podstawą jest jednak (w tym momencie wyjął swoje „pomoce naukowe”)... „§ 4 ust. 2 rozporządzenia Ministra Spraw Wewnętrznych z dnia 26 sierpnia 2014 r. w sprawie przechowywania, noszenia oraz ewidencjonowania broni i amunicji”. Dumnie, czytając, zacytował mi:
„2. Upoważniony przez komendanta wojewódzkiego (Komendanta Stołecznego) Policji funkcjonariusz Policji stwierdza w protokole, czy magazyn broni spełnia warunki określone w rozporządzeniu oraz czy sposób zabezpieczenia broni i amunicji jest zgodny z wymogami określonymi w rozporządzeniu”.
Nie stać już go było na to, aby w ogóle zauważyć, że ów zapis jest jedną z dwóch jednostek redakcyjnych paragrafu 4, dotyczącego... magazynu broni, w którym broń zobowiązane są przechowywać „podmioty, o których mowa w art. 29 ust. 1 pkt 3–7 ustawy”. Natomiast o przechowywaniu broni przez „osoby posiadające broń i amunicję do niej na podstawie pozwolenia, o którym mowa w art. 10 ust. 4 ustawy”, wypowiedział się ustawodawca w § 5 ust. 1, z zastrzeżeniem ust. 2. Przywołanie art. 27 ust. 1 nawet nie przyszło mu do głowy, ale to chyba i lepiej. Darowałem sobie dalszą, ledwie co rozpoczętą, jego edukację, zwłaszcza że śpieszył się nieborak na interwencję do „Biedronki”, gdzie ktoś próbował ukraść... czekoladowy baton.
W tekście wykorzystano zdjęcie szafy firmy STALPOL