Przywilejem
pojedynczego członka koła czy jego obowiązkiem?
Nieodłącznym
elementem gospodarki łowieckiej, prowadzonej w obwodach dzierżawionych przez
koła, są różnego rodzaju prace gospodarcze, wykonywane przez ich członków.
Trudno sobie wręcz wyobrazić funkcjonowanie kół bez takich czynności, jak
przykładowo: budowa i naprawa urządzeń łowieckich, uprawa poletek żerowych,
zakładanie i utrzymywanie pasów zaporowych, magazynowanie karmy dla zwierzyny
etc. Tak więc oczywistą sprawą jest, że myśliwi nie tylko „gospodarują
populacjami zwierząt łownych”, a więc m. in. polują, ale także po prostu
pracują, nie otrzymując w zamian żadnego wynagrodzenia, bo i od kogo mieliby je
niby otrzymywać. I to pracują fizycznie, często w pocie czoła, dla dobra
środowiska przyrodniczego, a przy okazji także dla siebie, bo cóż może być
równie pięknego - po wielu godzinach i dniach, spędzonych w często stresujących
warunkach pracy zawodowej, jak możliwość pożytecznego spędzenia czasu w
towarzystwie kolegów po strzelbie i to niekoniecznie podczas polowania.
Wspólnymi siłami wzniesiona ambona lub zwyżka, zbudowany posyp dla bażantów,
paśnik dla saren lub jeleni, naprawiony magazyn paszowy, to powód do dumy dla
niejednego łowcy, który częstokroć oprócz stukania w klawiaturę komputera czy
operowania pilotem telewizora, z pracą fizyczną poza kołem ma kontakt niezwykle
sporadyczny. Nie można zatem dziwić się takiej formie rekreacji, która z jednej
strony - po spełnieniu pewnych warunków - standardowo mogłaby „przyczyniać się
do rozwoju zainteresowań i osobowości, podwyższać aktywność fizyczną,
rozładowywać napięcie nerwowe oraz oczywiście zapobiegać chorobom cywilizacyjnym”, ale przede
wszystkim prawie nic nie musi kosztować, bo oprócz zakupu paliwa (dojazd do
miejsca jej uskuteczniania), trudno wypatrywać tu innych.
Zapyta Szanowny
Czytelnik Magazynu Sezon - skoro jest tak pięknie, to w czym rzecz i do czego
zmierzam? Ano jest jeden problem – i to niemały – z tym związany. Otóż wśród
statutowych obowiązków członka koła nie sposób znaleźć takiego, który
obligowałby go do świadczenia na rzecz koła jakiejkolwiek pracy fizycznej. Mało
tego – wśród kompetencji walnego zgromadzenia (katalog w zasadzie zamknięty),
opisanych oczywiście również w Statucie PZŁ, na próżno szukać takiej, która
dawałaby temu organowi prawo do nakładania na członka koła przedmiotowego
obowiązku. Pozwolę sobie tu przypomnieć, że takie nałożenie wynikać może jedynie
z postanowień Statutu. No i nie patrząc na to, od szeregu już lat
rozprzestrzeniły się po kołach łowieckich, niczym grzyby po deszczu, różnego
rodzaju uchwały ich organów (zwłaszcza walnych zgromadzeń), którymi taki obowiązek
jednak jest ustanawiany. Śmiem twierdzić, że obowiązek rodem z czasów słusznie
minionych. Jak by i tego było mało, pod płaszczykiem sugerowanej możliwości
zamiany świadczenia pracy na wpłacenie do kasy koła jej równowartości w
pieniądzu, ukrywa się fakt stosowania niestatutowych kar finansowych za
niepodporządkowanie się takiemu obowiązkowi. Niejednokrotnie też dodatkowo,
niejako przy okazji, bezprawnie jest ograniczane (ba – wręcz całkowicie zawieszane
na okres do roku czasu) myśliwemu prawo do wykonywania polowania na terenach obwodów
dzierżawionych przez koło. I to wszystko odbywa się przy milczącej aprobacie większości
społeczności łowieckiej. Trudno dziwić się takim praktykom, skoro lansowany
jest „oficjalnymi kanałami” pogląd następujący:
„Do
wyłącznej kompetencji walnego zgromadzenia – jako najwyższej władzy w kole –
należy uchwalanie planu działalności koła. W ramach tego uprawnienia mogą być
na członków koła nakładane obowiązki przepracowania określonej liczby godzin
prac gospodarczych. Walne zgromadzenie określa wymiar tych prac czy ich
charakter. Także ten organ ustala ekwiwalent stanowiący równowartość jednej
godziny pracy oraz zasady jego pobierania. Z reguły jest to wartość 1 godziny
prac o podobnym charakterze obowiązująca na danym terenie. Zarząd koła,
kierując na bieżąco sprawami związanymi z prowadzeniem gospodarki łowieckiej i
biorąc pod uwagę aktualne potrzeby prac w kole, ustala szczegółowy grafik prac,
dbając o to, aby wyznaczone terminy były możliwe do zrealizowania. Regułą
powinno być wyznaczenie kilku terminów takich prac”.
Odnoszę wrażenie, że „uchwalanie planu działalności koła” (przyp.: „… i budżetu „) – uprawnienie wymienione w § 53 pkt 6 Statutu PZŁ, stanowi tak przejrzysty i jednoznaczny zapis, że wszelkie próby użycia do jego zinterpretowania zasad wykładni pozajęzykowej, nie znajdują nawet najmniejszego uzasadnienia, a więc należy uznać je za niedopuszczalne. A jeżeli tak, to nie mogę oprzeć się zadaniu następujących pytań:
Dlaczego
wykonywanie prac gospodarczych koniecznie musi być traktowane w kategoriach bezwzględnego
obowiązku, zabijając tym samym radość z dobrowolnego oddawania się pasji
łowieckiej, w całym jej słowa znaczeniu? Dlaczego w Polsce jest tak mało kół
łowieckich, w których ich szarzy członkowie mogą czuć się w pełni szanowanymi
przez członków organów zarządzających, a nie postrzeganymi na podobę dawnych chłopów
pańszczyźnianych na prywatnych folwarkach? Czy naprawdę tak trudno jest o to,
aby ich skutecznie motywować do działania nienaganną organizacją prac
gospodarczych, w której byłoby miejsce zarówno na użyteczne zajęcia, jak i na
piknik w towarzystwie członków rodzin pracujących myśliwych? O co w tym
wszystkim chodzi? Jaki jest cel tego przymusu i komu on tak naprawdę służy? Czy
aby na pewno ogółowi członków każdego koła?
Tekst: Artur Jesionowicz